01.05.2015, piątek
Następnego dnia mieliśmy wraz z Adriano zacząć realizację naszego planu. Dokładnie o godzinie dwunastej pojawiłem się przed ich domem i zapukałem do drzwi, które po chwili otworzyła Antonella.
- O, Luca, co ty tutaj robisz? - zapytała zaskoczona. Nie była gotowa na moją wizytę, co oznaczało, że Adriano udało się nie zdradzić naszego planu.
- Muszę porozmawiać z Lucą - powiedział Adriano, wyszedłszy z długiego korytarza. Wyglądał na bardzo zmęczonego, leniwie i bez optymizmu poruszał się na swoich krótkich nogach.
Antonella nie miała nic przeciwko mojej wizycie, więc zaprosiła mnie do salonu i zaproponowała coś do picia. Odrzuciłem jej propozycję i wraz z Adriano rozsiedliśmy się na kanapie. Nerwowo spoglądaliśmy na siebie, ruchem oczu dopracowując nasz plan. Musieliśmy się pozbyć Antonelli, jednak dzień wcześniej nie zastanowiliśmy się, jak tego dokonamy.
- Mamo, widziałem ostatnio bardzo ładną sukienkę w centrum handlowym - stwierdził Adriano po chwili namysłu.
- Przecież ostatnio w centrum handlowym byłeś kilka miesięcy temu - rzuciła kobieta w jego stronę, jednak ten nie odpowiedział, zamiast tego zniknął za drzwiami swojego pokoju. Nie miałem pojęcia, co planuje, więc z uwagą obserwowałem wszystkie wykonywane przez niego ruchy.
Wrócił do salonu z niewielką, różową świnką skarbonką w ręce. Bez skrupułów wypuścił ją z dłoni, licząc, że uderzywszy o podłogę, rozpadnie się na małe kawałeczki. Kiedy tak się nie stało, podniósł ją i powtórzył czynność, tym razem używając więcej siły. Kolorowe szkło pękło i zginęło między setką monet oraz parunastoma banknotami. Adriano ostrożnie zaczął wyciągać pieniądze, aby nie skaleczyć sobie palców i odkładał je na stół. Postanowiłem mu pomóc, domyślając się, co planuje. Antonella początkowo przyglądała nam się osłupiała, jednak ostatecznie postanowiła nam pomóc. Pobiegła po miotłę i gdy na podłodze zostały jedynie fragmenty szkła, szybko i dokładnie je uprzątnęła.
- Proszę - Adriano wręczył jej wszystkie pieniądze, jakie posiadał - Kup sobie coś ładnego, dobrze? - poprosił, mrugając przy tym oczyma.
- Przecież to twoje pieniądze - stwierdziła poruszona Antonella i ani myślała o przyjęciu podarku od syna - Powinieneś wydać je na lody, rower albo bilet do wesołego miasteczka - stwierdziła, głaszcząc go po głowie.
- Właśnie. To moje pieniądze, więc chcę, abyś je wzięła - zapierał się i próbował zmusić ją do zakupów na jego koszt.
- Jesteś tego pewien? Na pewno nie oddajesz mi swoich oszczędności tylko po to, aby się mnie pozbyć? Mogę wyjść za darmo - zaśmiała się i uważnie przyjrzała się synowi.
- Na pewno - przytaknął i mocno ją przytulił. Przyniósł jej torebkę z zapakowanymi pieniędzmi, dokumentami, parasolem na wypadek nagłego deszczu oraz innymi potrzebnymi rzeczami i odprowadził ją do wyjścia. Zdziwiłem się i zacząłem zastanawiać, kiedy to wszystko przygotował. Nie zdążyliśmy o tym pomyśleć poprzedniego dnia.
Po chwili Adriano wrócił i uśmiechnął się szeroko, dając mi do zrozumienia, że mamy trochę czasu na wcielenie planu w życie. Zaprowadził mnie do kuchni, po czym zaczął otwierać wszystkie szafki - zarówno te z garnkami i sztućcami, jak i te z różnorodnymi produktami spożywczymi oraz przyprawami.
- Czego potrzebujemy? - zapytał, a ja wyjąłem telefon komórkowy z kieszeni. Otworzyłem znalezioną poprzedniego dnia stronę internetową z przepisem na muffinki waniliowe. Autor zaznaczył, że to dziecinnie prosta instrukcja, więc, mimo iż byłem nie najlepszym cukiernikiem, z optymizmem czytałem składniki, które Adriano wyjmował z szafek:
- Mąka, proszek do pieczenia, cukier, cukier waniliowy, jajko, olej i mleko.
Z dumą spojrzałem na blat pełen składników potrzebnych do upieczenia muffinek i z uznaniem kiwnąłem głową. Wyciągnąłem z otwartej szafki łyżeczkę oraz szklankę i nakazałem Adriano przygotować mikser.
- Musimy teraz wymieszać dwie szklanki mąki, dwa łyżeczki proszku do pieczenia, pół szklanki cukru i dwie łyżeczki cukru waniliowego - mówiłem na tyle wolno, aby ośmiolatek zdążył odmierzyć i wsypać składniki do metalowej miski.
- Zrobione - oznajmił, przykładając rękę do czoła, niczym żołnierz meldujący zakończenie misji powodzeniem.
Podszedłem bliżej i z lekką obawą włączyłem mikser, który miał wymieszać wszystkie składniki. Odetchnąłem z ulgą, kiedy po naciśnięciu przycisku start nic nie wybuchło.
- Teraz musimy wlać pół szklanki oleju, szklankę mleka oraz rozbić do środka jedno jajko - oznajmiłem, wyłączywszy mikser i z uwagą przyglądałem się Adriano wykonującemu moje polecenia.
- Ups - usłyszałem w pewnym momencie i podszedłem bliżej. Chłopiec wskazał mi fragmenty skorupki jajka, które przez jego nieuwagę wylądowały w cieście.
- Zaraz coś wymyślimy - stwierdziłem niepewnie i zacząłem nerwowo krążyć po pomieszczeniu. Wyjąłem łyżkę z pojemnika ze sztućcami i w dziwaczny sposób podjąłem próbę wyławiania skorupki.
Adriano obserwował każdy mój ruch z nadzieją, że jego nieudolna próba rozbicia jajka nie skończy się niepowodzeniem naszej misji.
- Chyba się udało - odetchnął z ulgą.
- Sytuacja opanowana - przyznałem, pozbywając się resztek jajka.
Włączyliśmy mikser i przyglądaliśmy się składnikom powoli zamieniającym się w płynną masę. Pełni optymizmu wąchaliśmy zapach wanilii unoszący się w powietrzu.
- Zostawiłem papilotki w samochodzie - uświadomiłem sobie w pewnym momencie i wyszedłem na zewnątrz, aby przynieść reklamówkę pełną akcesoriów służących do dekoracji ciasteczek. Oprócz papierowych foremek w środku znajdowały różnokolorowe lukry, smakowe pisaki, czekoladowe motylki, serduszka oraz kwiatki i inne dodatki, których nigdy wcześniej nie widziałem na oczy.
Kiedy wróciłem, zaczęliśmy nagrzewać piekarnik do stu osiemdziesięciu stopni, uprzednio wyciągając z niego ogromną blachę. Ułożyliśmy na niej szesnaście papilotek i dużą łyżką zaczęliśmy wlewać do nich płynną masę.
- Na pewno będą wyśmienite - przyznał Adriano, delektując się ich zapachem i liżąc resztki ciasta znajdujące się w misce.
- Na pewno - zgodziłem się i włożyłem nasze muffinki do nagrzanego piekarnika. Ustawiliśmy minutnik na pół godziny i zaczęliśmy wesoło dyskutować.
- Pokażę ci coś - oznajmił Adriano i po raz kolejny tego dnia zniknął w swoim pokoju - Popatrz, co wczoraj zrobiłem - Z zainteresowaniem spoglądałem, jak wyjmuje coś zza pleców.
Wręczył mi do rąk kolorową kartkę wymiaru A4, złożoną na pół, na której odbił swoją pomalowaną fioletową farbą rękę. Wokół pieczątki dorysował kilka kwiatków, a w środku napisał wiadomość dla mamy. Dziękował jej za opiekę i za wszystko, co dla niego zrobiła przez te osiem lat. Wzruszyłem się, czytając jego słowa, ale jednocześnie nieco się wystraszyłem. Treść laurki brzmiała jak list pożegnalny, z czym nie potrafiłem się pogodzić.
- Luca, dlaczego płaczesz? - spytał w pewnym momencie, a ja nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
- Bo jestem z ciebie bardzo dumny - przyznałem i oddałem mu kartkę. Przetarłszy wilgotne od łez oczy, pogłaskałem go po głowie i stwierdziłem, że czas zagotować wodę, w której mieliśmy rozpuścić lukier. Nie chciałem, abyśmy się smucili, wolałem, abyśmy z radością udekorowali muffinki.
Kiedy minutnik oznajmił, że czas pieczenia babeczek dobiegł końca, obaj pobiegliśmy w kierunku piekarnika, wyłączyliśmy go, po czym uważnie przyjrzeliśmy się naszym wypiekom. Ubrawszy rękawicę kuchenną, wyjąłem blachę z piekarnika i odłożyłem ją na płytę indukcyjną.
- Wyglądają trochę... - szukałem odpowiedniego słowa, aby nie zbłaźnić naszych muffinek - inaczej niż na zdjęciu - przyznałem.
- Trochę - potwierdził Adriano - Ale na pewno smakują wyśmienicie!
Kiwnąłem głową, nie do końca wierząc w jego słowa. Mnóstwo pęknięć oraz czarny nalot w niektórych miejscach nie zapowiadały nic dobrego...
Kiedy muffinki nieco wystygły, położyłem je na stole, obok wszystkich akcesoriów i dodatków służących do dekoracji. Usiadłem naprzeciwko Adriano i podałem mu łyżkę umożliwiającą swobodne rozprowadzenie lukru na babeczce.
Zaczęliśmy bawić się w dekoratorów. Każdy z nas miał do ozdobienia po osiem muffinek, jednak po pomalowaniu czterech skończyły nam się pomysły.
Brak weny sprawił, że każda kolejna babeczka wyglądała coraz mniej atrakcyjnie, jednak żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Żyliśmy w przekonaniu, że ich idealny smak zaćmi brak walorów artystycznych.
- Arcydzieło! - zaniemówiłem, widząc jedną z muffinek Adriano. Oblał ją różowym lukrem, na którym umieścił białe oraz czarne, czekoladowe serduszka. Ostateczny efekt prezentował się niesamowicie.
- Za to twoje wyglądają... średnio - zaśmiał się, wskazując namalowaną przeze mnie cukrowymi pisakami Mikasę, która bardziej niż piłkę przypominała słońce chowające się za chmurami.
- Nikt nie jest idealny - rzekłem w odpowiedzi na jego zarzut i wzruszyłem ramionami.
- Ja jestem - zażartował.
Zastanowiłem się chwilę nad jego słowami i w myślach przyznałem mu rację. Faktycznie, on był idealny a im dłużej go znałem, tym bardziej się o tym przekonywałem.
- Słyszysz to? - spytał, a ja uważnie się wsłuchałem. Nic nie słyszałem, więc postanowił mnie uświadomić - Mama wróciła.
Szybkim spojrzeniem ogarnąłem kuchnię i się przeraziłem. Wszędzie panował bałagan, nie zdążyliśmy umyć naczyń ani posprzątać składników, których nie wykorzystaliśmy do zrobienia muffinek. Jakby tego było mało, nie udało nam się nawet dokończyć dekorowania naszych wypieków.
- Zajmij ją czymś, a ja szybko tu trochę posprzątam - poleciłem i znalazłszy jakąś wilgotną szmatkę, zacząłem przecierać resztki ciasta i lukru ze stołu.
- Mamo, bo Luca chce zobaczyć cię w nowej sukience - słyszałem, jak Adriano zajmuje Antonellę - Najlepiej zrób też pasujący do niej makijaż i załóż jakieś ładne buty.
Śmiejąc się z metod ośmiolatka, szczelnie zamykałem opakowania z dekoracjami , po czym szybkim ruchem schowałem je do jednej z szafek w kuchni. Po chwili obok nich znalazły się również mąka, cukier i inne składniki, których nie zużyliśmy podczas przygotowywania ciasta na muffinki.
Gotowe ciasteczka ułożyłem na dwóch talerzach, z kolei pięć niepomalowanych i nudnych babeczek włożyłem do jakiejś miseczki.
Błyskawicznie zacząłem myć naczynia, starając się przy tym niczego nie rozbić. Kiedy brałem do ręki brudną od mleka szklankę, do kuchni weszła Antonella.
- Tadam - oznajmiła, kładąc dłoń na biodrze i pozując jak modelka, po czym spojrzała na mnie o ze zdziwieniem zapytała: - Dlaczego myjesz naczynia?
Uważnie rozejrzała się po kuchni, zastanawiając się, skąd wzięło się w niej tyle brudnych naczyń, jednak widząc ciasteczka na stole, kiwnęła głową.
- Bawiliście się w kucharzy, rozumiem - uśmiechnęła się i spojrzała na Adriano - Dlaczego nie powiedziałeś Luce, że mamy zmywarkę?
- Bo chciałem sprawdzić, czy sprawdza się w roli pani domu - zachichotał chłopiec i wyszczerzył się w moją stronę - Sprawdza się.
Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej, udając, że jestem obrażony, po czym wróciłem do wykonywania poprzedniej czynności. Uruchamianie zmywarki w celu umycia zaledwie kilku brudnych szklanek mijało się z celem, więc postanowiłem samodzielnie się tym zająć.
Adriano zniknął w pokoju, kiedy skończyłem. Pobiegł po laurkę, którą wykonał dla Antonelli.
- Ładna sukienka - przyznałem, spoglądając z uznaniem na kobietę.
- Dziękuję.
Zmęczony naszymi kulinarnymi przygodami Adriano wszedł znużony do kuchni z kartką w ręce i ukrywszy ją za plecami, stanął przed Antonellą.
- Cieszę się, mamo, że jesteś. Chcę ci za to podziękować i pogratulować, że wytrzymałaś ze mną przez osiem lat, mimo iż nie otrzymałaś żadnego wsparcia w wychowaniu mnie. Kocham cię - powiedział i mocno ją przytulił. Czułem, że nie powinienem uczestniczyć w tej scenie, jednak było już za późno, aby się wycofać bez wzbudzania ich zainteresowania.
Widziałem, jak Antonella - dumna matka ocierała łzy z oczu i z uznaniem patrzyła na kartkę, którą przed momentem wręczył jej syn. Była wzruszona, ale odniosłem wrażenie, że podobnie jak ja, spoglądała na laurkę z lekką obawą.
- Upiekliśmy ci babeczki - dodał, przynosząc jej dwa talerze z ozdobionymi wypiekami.
Spojrzała na nie z zachwytem i natychmiast wzięła do rąk jedną z muffinek. Na pewno nie oczekiwała cudów kulinarnych, ale nasze wypieki chyba trochę ją zawiodły. Starała się, abyśmy nie zauważyli, że babeczki jej nie smakują, ale nie była pod tym względem najlepszą aktorką.
- Luca, chcesz? - spytał Adriano i nakazał wybranie jednego z ciastek. Wziąłem to, które sam zrobiłem i brzydko udekorowałem, aby te ładniejsze mogły wciąż cieszyć ich oczy.
- Chyba musimy zgłosić reklamację przepisu - stwierdziłem po wzięciu do ust pierwszego kęsa muffinki. Czułem smak zwęglenia oraz nieprzyjemny chrzęst między zębami. Nie chciałem się zastanawiać co jest za niego odpowiedzialne, ale umysł wbrew mojej woli podsuwał mi obraz skorupki, która wpadła do ciasta.
- Najlepsze ciastka, jakie kiedykolwiek jadłam - stwierdziła Antonella i pocałowała syna w policzek. Dla niej nie liczył się smak, ale uczucia, które Adriano włożył w ich przygotowanie.
- Może chcesz jeszcze jedną? - zaproponował, podkładając jej jeden z talerzy przed nos.
- Chętnie bym wzięła jeszcze jedną, ale później nie zmieszczę się w nową sukienkę - przyznała z bólem w głosie.
Mimo że nasze kulinarne przedsięwzięcie zakończyło się porażką, nie żałowałem ani chwili spędzonej na wspólnym pieczeniu. Chciałem powtórzyć to w przyszłości, jednak wówczas wiedziałbym, że czarne plamy na babeczce nie zwiastują niczego dobrego.
Kolejny rozdział oddaję w Wasze ręce. To jeden z ostatnich ;>
Kilka ogłoszeń: miałam zająć się komentowaniem podczas tego wolnego, ale cierpię z powodu bólu zęba. Wybaczcie. Po drugie: na Uciekam przed miłością pojawiła się ankieta. Proszę Was o oddanie głosów :3 oprócz tego mam do Was pytanie: czy mój styl pisania albo fabuła tego opowiadania jest coraz gorsza? Bo statystki drastycznie spadają i mimo iż zwykle się tym nie przejmowałam, próbuję odnaleźć tego powód.
Do napisania wkrótce. Całuski :*
Przez Ciebie mam teraz ochotę na muffinki!:D I coś mi się wydaje, że w najbliższych dniach spełnię swoją zachciankę.
OdpowiedzUsuńPodobno najlepsi kucharze na świecie to mężczyźni, ale biorąc pod uwagę, że świat jest pełen kontrastów, bardzo często się zdarza, iż faceci poruszają się w kuchni niczym słoń w składzie porcelany. Nie wiem czy to samo można powiedzieć o Luce i Adriano, w końcu gdy korzysta się z danego przepisu po raz pierwszy, zawsze mogą wyniknąć jakieś problemy i następnym razem jest się mądrzejszym, a co za tym idzie, można zrobić coś inaczej, lepiej. No ale liczą się dobre chęci, które Antonella z pewnością doceniła. To przemiłe ze strony jej synka, że poświęcił wszystkie oszczędności, by mogła kupić sobie nową sukienkę. To prawda, że na swój sposób jest idealny, a już na pewno jest takim dzieckiem, jakiego chciałby mieć każdy rodzic - bystrym, energicznym, rezolutnym i niepozbawionym uroku.
Łyżkę dziegciu w tej lukrowej otoczce niewątpliwie stanowi kartka z podziękowaniami chłopca. Wygląda na to, że mały doskonale zdaje sobie sprawę z nieubłaganie upływającego czasu, dlatego stara się jak najlepiej wykorzystać i wypełnić radością dni, które mu pozostały. A skoro piszesz, że to jeden z ostatnich rozdziałów (ale jak to :<), to znaczy, że nie zostało ich już zbyt wiele...
Odpowiadając na Twoje pytanie z komentarza odautorskiego: osobiście nie zauważyłam żadnego spadku jakości, i myślę, że podobne zdanie ma większość Twoich czytelniczek, a usprawiedliwieniem dla gorszej statystyki z pewnością jest fakt, iż rozpoczął się rok szkolny/akademicki, więc i czasu na czytanie znacznie mniej.
Pozdrawiam :*
Dlaczego robisz z Vetto tak beznadziejnego kucharza? Żeby nie był takim ideałem? xD Udało im się nic nie potłuc, nic nie spalić, nic nie wybuchło, więc chyba jest sukces? Chociaż jak doczytałam o smaku zwęglenia, to nie wiem czy chciałabym ich spróbować...
OdpowiedzUsuńSposób na pozbycie się Antonelli był subtelny jak rzut cegłą w czoło, na pewno nie zorientowała się, że coś planują. To już mogli wtajemniczyć Matteo albo kogoś innego z drużyny, żeby pod jakimkolwiek pretekstem wyciągnął ją z domu.
Tak jak napisała Selene, chyba dałaś odpowiedź na moją wątpliwość z poprzedniego rozdziału, czy Adriano zdaje sobie sprawę ze swojego stanu... Chyba aż za dobrze. I chociaż to niesamowicie jak na swój wiek dojrzały chłopiec, to dziwi mnie że tak spokojnie to przyjął, w wieku kilku lat nie myśli się raczej o śmierci, a on zaakceptował fakt, że może nie dożyć następnych urodzin? I mam przeczucie, że skoro tak się zaprzyjaźnił z Vettorim, to chce go wyswatać z mamą, żeby nie została sama gdy jego zabraknie... Zamiast wpaść w histerię że świat jest niesprawiedliwy i tak dalej, myśli o mamie, żeby mogła się jakoś pozbierać...
A powodem słabszych statystyk pewnie jest szkoła i takie tam :P Część przypadkowych czytelników może też zapomniała, bo rzadko opowiadania doprowadzane są do końca, więc przeczytali parę pierwszych rozdziałów i zniknęli. Ja nie zniknę, bo mam dodane do zakładek :)
Jej, to jest niesamowite jak Adriano jest dojrzały jak na swój wiek. Powinien cieszyć się życiem, wygłupiać z rówieśnikami, a nie mieć świadomość że niedługo go zabraknie na tym świecie. Ale muszę przyznać że było to pomysłowe. Nie dziwne że Antonella tak szybko zgodziło się na zakupy, to jest słaby punkt każdej kobiety :)
OdpowiedzUsuńOczywiście pieczenie w wykonaniu dwóch "łysych" amatorów było skazane na niepowodzenie, ale najważniejsze są starania, i na szczęście Antonella o tym wiedziała i doceniła :) Biedny Luca został postawiony na zmywać, ale to zawsze jakieś dobre doświadczenie w życiu. Na szczęście kuchnia nie mogła wyglądać aż tak tragicznie skoro szybko się z tym uporał :)
"... czarne plamy na babeczce nie zwiastują niczego dobrego" dosłownie przeszły mnie ciary! Ty to zawsze wiesz jak zakończyć aby wstrząsnąć czytelnikiem :)
Jak tylko przeczytałam "mimo iż byłem nie najlepszym cukiernikiem..." to już wiedziałam jak to się skończy :'D Co nie zmienia faktu że liczą się chęci, no i ej - jestem pewna że gdybym była matką też rozczuliłoby mnie coś takiego.
OdpowiedzUsuńW ogóle rozwalił mnie tekst "Kup sobie coś ładnego" dziecka do mamy xD Wyobraziłam sobie taką sytuację na prawdę i na miejscu Antonelli chyba wybuchnęłabym śmiechem :D
Po raz kolejny dostajemy piękną, przesłodką scenę z Lucą i Adriano w roli głównej. Ale ta laurka dla mamy od Adriano trochę ten obraz zaburzyła - co prawda również była urocza, ale jednak spostrzeżenie Vettoriego, że tekst kartki brzmi jak list pożegnalny trochę tą całą słodycz zrównoważyło. U Ciebie mnóstwo takich przeciwieństw - dojrzały ośmiolatek, nieśmiały olbrzym Vettori, tutaj uroczo, a za chwilę przypominasz o chorobie Adriano. Nie pozwalasz się nudzić czytelniczkom, oj nie!