sobota, 8 października 2016

Rozdział XIII

      30.04.2015, czwartek
      Zmęczony siedziałem na jednym z niewygodnych krzesełek i przyglądałem się stojącej na brzegu wielkiego basenu kobiecie. Była ubrana w granatowy strój kąpielowy i odliczała sekundy dzielące nas od rozpoczęcia przedstawienia. Dokładnie o jedenastej miał wystartować pokaz delfinów, którego zobaczenie było marzeniem Adriano.
      Kiedy widziałem uśmiech na jego twarzy i podekscytowanie związane z występem, zapominałem o nużącej podróży i zmęczeniu sezonem. Nie żałowałem kilku godzin spędzonych w samochodzie w drodze do Genui ani tego, iż odmówiłem moim kolegom z drużyny wspólnego wyjścia do kina - wyznaczyłem odpowiednie priorytety.
      - Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden - odliczali w napięciu wszyscy widzowie.
      Kiedy zegar wybił godzinę jedenastą, z wielkich głośników zaczęła wydobywać się głośna, klimatyczna muzyka, a w ogromnym, przeszklonym basenie pojawiły się cztery delfiny. Każdy z nich miał swojego własnego tresera, od którego otrzymywał ryby zachęcające do wysiłku i poprawnego wykonania wyćwiczonych sztuczek.
      Przedstawienie od początku było spektakularne - zwierzęta tańczyły na swoich ogonach w rytmie muzyki, każde z nich wykonywało te same ruchy. Gdyby ktoś pokazał mi nagrany występ uznałbym go za mistyfikację, pomyślałbym, że tylko jeden delfin podryguje w takcie, a pozostałe trzy są kopiami, które ktoś bezczelnie dokleił w jakimś programie stworzonym do obróbki filmów.
      Kolejne części programu wzbudzały we mnie coraz silniejsze emocje. Sztuczka z tańcem na ogonach w jednym momencie wydała się banalna, kolejna była tysiąckroć ciekawsza. Delfiny zaczęły wyskakiwać z wody, a gdy znajdowały się kilkanaście metrów nad jej taflą, wykonywały obrót o sto osiemdziesiąt stopni w powietrzu i z wdziękiem lądowały w wodzie. Po kilkukrotnym wykonaniu fikołków ssakom utrudniono zadanie. Od tamtej chwili musiały dodatkowo pokonać obręcze, które rzucali im treserzy. Żadnemu z delfinów nie sprawiło to najmniejszego problemu.
      Kątem oka spojrzałem na siedzących obok Adriano i Antonellę. Otwierali usta ze zdziwienia, chyba podobnie jak ja nie mogli uwierzyć w autentyczność pokazu.
      Treserzy wręczyli każdemu z delfinów małą przekąskę, po czym wskoczyli do basenu. Chwytali za grzbiety swoich podopiecznych, którzy sunęli z nimi po tafli wody, zapewniając rozrywkę wszystkim obserwatorom.
      Kiedy treserzy opuścili zbiornik wodny, delfiny ponownie zatańczyły na płetwach, tym razem do innego utworu, po czym wyskoczyły do góry, jakby próbowały się ukłonić i zniknęły pod taflą wody.
      Muzyka ucichła, a zamiast niej rozbrzmiały gromkie brawa i gwizdy uznania. Występ wywarł na wszystkich obserwatorach ogromne wrażenie, nikt nie ukrywał swojego zafascynowania wyczynami ssaków. Aplauz umilkł dopiero po kilku minutach, jednak nikt nie opuszczał swoich miejsc, jakby w obawie, że gdy tylko wyjdzie, delfiny wrócą, aby zaprezentować publiczności nową sztuczkę.
 
~*~
 
       Po obejrzeniu występu delfinów, udaliśmy się do wewnętrznej części oceanarium. Wszędzie panowała ciemność, małe lampki umieszczone w podłodze wyznaczały trasę, którą powinniśmy się poruszać, natomiast kolorowa łuna podświetlała ogromne zbiorniki wodne znajdujące się po naszej prawej i lewej stronie, w których radośnie pływały różnorakie stworzenia morskie.
      Co kilka metrów zatrzymywaliśmy się, aby móc z bliska przyjrzeć się zaglądającej przez szybę meduzie lub ośmiornicy. Z lekkim strachem przechodziłem obok stanowiska z rekinami. Ich spojrzenia wydawały się podejrzane, nie sposób było uniknąć wrażenia, że lada moment rozbiją akwarium i bez chwili zawahania cię pożrą. Z tego powodu w tej części oceanarium panował spokój, turyści skupiali się na innych atrakcjach.
      Szliśmy powoli, a mimo to trasę pokonaliśmy zaskakująco szybko. Kiedy przedarliśmy się przez tłumy turystów oblegających sklepik z pamiątkami, kobieta w okienku zapytała nas, czy chcemy kupić zdjęcie z maskotką, które zrobiono nam przy wejściu.
      - Bierzemy - stwierdziłem natychmiast i wyjąłem portfel, aby uiścić opłatę za wykonaną usługę. Chwyciłem do ręki zdjęcie, na którym staliśmy we trójkę i przytulaliśmy jakiegoś człowieka w stroju delfina. Wyglądałem głupio. Maskota z założenia powinna przewyższać klientów oceanarium, co w moim przypadku niestety się nie udało.
      Adriano spojrzał na zdjęcie i szeroko się uśmiechnął.
      - Ostatnio robicie mi tyle zdjęć, że za niedługo braknie nam ramek, w które moglibyśmy je oprawić - zauważył Adriano.
      - W takiej sytuacji kupimy więcej ramek - postanowiłem i z dumą, trzymając fotografię w ręku, ruszyłem w kierunku parkingu. Stamtąd mieliśmy ruszyć w stronę kolejnej przygody.
 
~*~
 
       - Nie ma mowy! - stwierdziła Antonella, kiedy ujrzała wielki szyld z napisem Loty balonem. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem, ale nie usłyszałem żadnego wyjaśnienia, zamiast tego skrzyżowała ręce na piersiach. Nie wspominałem jej, gdzie planuje ich zabrać, ale nie sądziłem, iż będzie miała coś przeciwko krótkiemu podziwianiu Modeny z powietrza.
      - Mama ma lęk wysokości - szepnął Adriano, a ja kiwnąłem głową na znak, że rozumiem. Zaproponowałem mu, aby przyjrzał się z bliska, jak właściciel balonu przygotowuje go do lotu, na co ten się rozpromienił i podbiegł do mężczyzny. Kiedy był na tyle daleko, aby nie słyszeć naszej rozmowy, zacząłem przekonywać Antonellę do wysokości. Tłumaczyłem jej, że idealna pogoda i warunki sprawiają, że nic złego nam się nie stanie. Opowiadałem jej o doświadczeniu mężczyzny, który na kilkadziesiąt miał zostać naszym powietrznym sternikiem oraz zapewniałem o niesamowitości doznań podczas podniebnej podróży.
      - Nie ma mowy - stwierdziła po raz kolejny, ignorując wszystkie moje argumenty.
      - Cóż... - zacząłem nieśmiało. Nie chciałem wykorzystywać jej uczuć, jakimi darzyła swoje dziecko do osiągniecia celu, ale nic innego nie przychodziło mi w tamtej chwili do głowy - To jedno z marzeń Adriano. Chciałem po prostu, aby udało się je spełnić, ale jeśli mimo wszystko nie podoba ci się ten pomysł, nie będę nalegał.
      Wolnym krokiem kierowałem się w stronę Adriano, aby oznajmić mu, że niestety nie możemy tego dnia polecieć balonem. W głębi duszy błagałem, aby Antonelli zmiękło serce, nie chciałem zawieść chłopca.
      - No dobra - stwierdziła po chwili namysłu - Ale ja zostaję tutaj na ziemi. Bierzesz odpowiedzialność za mojego syna, rozumiesz? - rzuciła w moim kierunku. Wykrzywiłem usta w uśmiechu i kiwnąłem głową na znak, że zdaję sobie z tego sprawę - Jeśli coś mu się stanie, będziesz miał do czynienia ze mną - syknęła i niczym tygrysica pilnująca swoich małych, ostrzegawczo zaczęła drapać powietrze przed moją twarzą.
      - Rozumiem, rozumiem. Nic mu nie grozi, obiecuję - mówiłem, kładąc rękę na sercu.
      Antonella chyba uwierzyła w moje słowa. Uznawszy rozmowę za zakończoną, udała się w kierunku Adriano i życzyła mu udanej podróży.
      - Tylko się nie wychylaj, trzymaj się mocno koszyka i Luki i na siebie uważaj. Jasne? - Prosiła syna o rozwagę podczas podróży. Ten wywracał oczami i dla świętego spokoju przytakiwał, słysząc każdą prośbę Antonelli.
      - Może polecisz z nami i sama mnie przypilnujesz? - rzucił zachęcająco w ramach odpowiedzi, na co kobieta tylko się skrzywiła i teatralnie chwyciła za głowę.
      - Może w innym życiu - subtelnie odrzuciła jego prośbę i uściskawszy go przed podróżą, dała mu zezwolenie na wejście do wielkiego kosza.
      Kiedy zajął wygodne miejsce w gondoli, stanąłem obok niego i uważnie się rozejrzałem. Chciałem dokładnie zapamiętać otaczający nas krajobraz, aby móc porównać go z obrazem widzianym z powietrza.
      - Gotowi? - zapytał pilot, wchodząc do środka. Razem z Adriano zgodnie pokiwaliśmy głowami, nie mogąc doczekać się podróży.
      - Nie - pisnęła Antonella w odpowiedzi na pytanie mężczyzny. Widząc przygotowania do startu, zdenerwowana zasłoniła oczy.
      Adriano wykrzywił usta w uśmiechu i, mimo iż wciąż znajdowaliśmy się na ziemi, zaczął jej machać na pożegnanie. Pilot uwolnił z uwięzi przymocowany balon i pozwolił mu się wzbić w powietrze. Powoli oddalaliśmy się od miejsca wylotu. Antonella z każdą minutą zdawała się być coraz mniejsza, aż w końcu zniknęła z naszych oczu. Z uwagą przyglądaliśmy się chmurom, które były niemalże na wyciągnięcie naszych rąk.
      - Niesamowite - mówił Adriano, uważnie obserwując las, nad którym frunęliśmy oraz przepływającą przez niego w pokraczny sposób rzekę - Luca... - szepnął w pewnym momencie chłopiec na tyle cicho, aby pilot nie usłyszał jego słów - Zrób zdjęcie temu widokowi - poprosił, a ja natychmiast wyciągnąłem telefon komórkowy i zacząłem fotografować otaczający nas krajobraz.
      - Uśmiech - rzuciłem w pewnym momencie, a Adriano wykrzywił usta. Na zdjęciu, oprócz jego twarzy, starałem się uchwycić krajobraz w tle.
      - Mogę na moment twój telefon? - spytał po chwili, a ja nie zastanawiając się nad jego prośbą, bez chwili zawahania wręczyłem mu do rąk komórkę.
      Skupiłem się na otaczających nas widokach, delektowałem się świeżym powietrzem. Nie interesowało mnie, w jakim celu Adriano korzysta z mojego telefonu... Do czasu.
      - Wysłane - oznajmił po chwili. Widząc moje zdziwione spojrzenie, oddał mi komórkę. Z zaintrygowaniem zerknąłem na wyświetlacz, na którym ujrzałem potwierdzenie wysłania wiadomości. Z lekką obawą sprawdzałem, jaką informację i komu nadał przed kilkoma sekundami Adriano.
      - Twoja mama mnie zabije - stwierdziłem i chwyciłem się za głowę.
      Ośmiolatek użył mojego telefonu w celu wysłania swojej mamie jednego ze zdjęć mojego autorstwa - tego, na którym szczerzył się do aparatu. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że oprócz obrazka, zamieścił również krótki tekst.
Patrz mamo! Nie trzymam się koszyka.

       Z westchnieniem ukryłem telefon w kieszeni spodni i czekałem na przychodzące połączenia od Antonelli, która, jak myślałem - bez skrupułów zacznie na mnie krzyczeć i uświadomi mi, jak nieodpowiedzialnym jestem opiekunem. Ku mojemu zdziwieniu, nie otrzymałem żadnej wiadomości.
      - Dzięki Luca, że mnie tutaj zabrałeś - powiedział w pewnym momencie Adriano i mocno mnie przytulił - Nie sądziłem, że kiedykolwiek polecę balonem ani że odwiedzę oceanarium. Cieszę się, że zechciałeś spełnić moje marzenia - przyznał cicho, a ja lekko się wzruszyłem. Nie spodziewałem się takich słów, mimo że widziałem szczęście malujące się na twarzy ośmiolatka podczas podróży. Postanowiłem kontynuować rozpoczęty przez niego temat:
      - Masz jeszcze jakieś marzenia?
      Chłopiec bez chwili zawahania kiwnął głową, a ja spojrzałem na niego z zainteresowaniem.
      - Chcę, żeby mama była szczęśliwa - powiedział bez zająknięcia. Zdziwiły mnie jego słowa. Nie sądziłem, że jakikolwiek ośmiolatek, nawet tak dojrzały jak Adriano, może marzyć o czymś tak abstrakcyjnym jak szczęście drugiej osoby.
      - I dlatego wysłałeś jej zdjęcie, na którym nie trzymasz się koszyka? - zapytała z uśmiechem na ustach, w myślach zastanawiając się nad możliwością spełnienia marzenia chłopca. Przykucnąłem, aby móc spojrzeć mu w oczy i z dumą powiedzieć - Wiesz, że ty jesteś największym szczęściem swojej mamy?
      W głowie opracowywałem skromny plan, który miał uszczęśliwić Antonellę i którym po chwili podzieliłem się z Adriano. Ten przyjął go z widoczną aprobatą i wspólnie, podziwiając roztaczającą się pod nami przestrzeń, zaczęliśmy go dopracowywać.
 
 
 
Jest i trzynastka. Oby szczęśliwa :)
Co o niej sądzicie?
Chyba nie mam dziś siły ani weny na długie przemówienia, więc bez przedłużania oddaję rozdział w Wasze ręce. Przepraszam, ale nie mam ostatnio czasu.
Całusy :*

4 komentarze:

  1. "Patrz mamo! Nie trzymam się koszyka" wygrało :D
    Uwagi Adriano jak zwykle celne, ciekawe czy chłopiec może sobie zdawać sprawę z tego, dlaczego robią mu tyle zdjęć i nieba chcą przychylić, czy jednak nie jest tego wcale świadomy...
    Znowu skłaniasz do refleksji. Przykre jest to, że w tej całej zabieganej, ale szarej codzienności często nie spełniamy naszych marzeń, bo nie mamy na to czasu, albo pieniędzy, albo wymagałoby to zbyt dużego wysiłku, nawet jeśli mówimy o jakichś drobnych przyjemnościach, a nie czymś typu podróż dookoła świata. Potem o tym zapominamy, pojawia się kolejne marzenie, którego też nie spełnimy, bo wszyscy dookoła mówią że szkoda marnować czas na głupoty... i tak wegetujemy sobie w tej szarej codzienności, pogrążając się w monotonii. I często dopiero w takich sytuacjach bez wyjścia uświadamiamy sobie, że ograniczaliśmy siebie albo najbliższych i próbujemy nadrobić stracony czas, tylko wtedy jest już za późno...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ przyjemny rozdział. I tyle atrakcji w jeden dzień!
    Doskonale rozumiem Antonellę, bo również mam lęk wysokości i chyba tak jak ona nie skusiłabym się na lot balonem. Ale jak to mówią - never say never, więc nigdy nic nie wiadomo :P
    Ja też zastanawiam się, na ile Adriano jest świadomy swojej sytuacji. Biorąc pod uwagę jak bardzo jest bystrym i dojrzałym chłopcem, może domyślać się więcej niż komukolwiek się wydaje, ale nie mówi tego głośno, bo nie chce "psuć zabawy" sobie i tym, którzy tak go rozpieszczają. Na poważne rozmowy przyjdzie jeszcze czas. Teraz powinien po prostu spełniać marzenia.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem zazdrosna. Jestem bardzo zazdrosna. Ja jestem bardzo bardzo zazdrosna! Ja też chcę do oceanarium i na pokaz delfinów :(
    A tak poważnie to mam wrażenie że czytam o szczęśliwej rodzinie która miło spędza wolny weekend w swoim towarzystwie. Co za ironia. Zapewne jakby ktoś ich widział z boku pomyślałby to samo. A prawda jest inna, bardzo smutna. To cudowne że chłopiec spełnia swoje marzenia, aż delikatny uśmiech pojawia sikę na mojej twarzy gdy to czytam :) Ale gdzieś po głowie chodzi mi pytanie ... jak Luca "przeżyje" rozstanie z chłopcem. Już się do niego przywiązał i to bez dwóch zdań. I ciekawe co to za pomysł aby Antonella była szczęśliwa.
    A jeśli chodzi o nią ... Boże, jak ja ją dobrze rozumiem! Też mam ogromny lęk wysokości! Ale ... kurcze, wydaje mi się że mimo wszystko bym zaryzykowała i wsiadła do tego balonu. Nie chciałabym potem żałować, ale oczywiście mówię to z perspektywy osoby leżącej sobie bezpiecznie w łóżeczku i czytającej owe zdarzenie haha :D

    U mnie czwóreczka na którą zapraszam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba jestem już nudna z ciągłym powtarzaniem jaki to Luca nie jest dobry i wspaniały, i cudowny, i jakie on to ma podejście do Adriano. No ale taka jest prawda, rozpływam się nad nim bo siatkarz wykazuje się cały czas ogromną empatią. Jasne, że pewnie ma też na to wpływ nieuniknione przywiązanie do chłopca, no ale gdyby nie ta wrażliwość Luki pewnie nawet zwyczajna sympatia do Adriano by nie wystarczyła. A tu proszę - bez zastanowienia Luca spełnia kolejne marzenia chłopaczka <3
    Do tego jeszcze ten tekst chłopca, że chciałby żeby Antonella była szczęśliwa. Masz rację, to dziwne jak na takie małe dziecko, żeby myśleć o szczęściu innych - w tym wypadku to chyba jednak nie powinno nas zaskoczyć. Mały już nieraz pokazał, że mimo tego młodego wieku jest mega dojrzały. Chyba tak już jest, że choroba dodaje lat. Ale, co jest świetne, Adriano pomimo tej swojej dziecięcej dojrzałości i tak pozostaje dzieckiem, które zachwyca się wszystkim dookoła i tak się wszystkim cieszy. I za to uwielbiam to opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy