niedziela, 7 sierpnia 2016

Rozdział X

        20.04.2015, poniedziałek
       - Luca! - usłyszawszy, jak ktoś z wyraźnym niezadowoleniem wymawia moje imię, impulsywnie wypuściłem Antonellę z uścisku i obróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni, aby zidentyfikować nadawcę słowa.
       Przetarłem oczy ze zdziwieniem.
      Nic nie rozumiałem.
      Postawiłem kilka niepewnych kroków, aby móc z bliska przyjrzeć się osobie, która przed chwilą zwracała się do mnie pretensjonalnym tonem.
      Przykucnąłem, aby móc spojrzeć w oczy mojemu rozmówcy.
      - Dlaczego kradniesz mi mamę? Nie masz własnej?! - spytał z wyrzutem Adriano, kładąc dłonie na biodrach.
      Nie przywiązywałem wagi do wypowiadanych przez niego słów, zamiast tego z całych sił go przytuliłem. Poluźniłem uścisk dopiero wtedy, gdy uświadomiłem sobie, że mogę go udusić swoją nadmierną czułością.
      - Wracam dzisiaj do domu! - oznajmił z radością Adriano - W końcu będę mógł wyspać się w wygodnym łóżku i oglądnę coś innego niż Moda na sukces albo program o serze.
      - To fantastycznie - klasnąłem z nieukrywaną radością - Jeśli mama nie będzie miała nic przeciwko, odwiedzę cię kiedyś i wspólnie obejrzymy jakiś ciekawy film - obiecałem i wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
      - Nie będzie miała nic przeciwko - zapewnił mnie Adriano i jednomyślnie spojrzeliśmy na Antonellę, która tylko przytaknęła.
      Cieszyło mnie, że Adriano może w końcu opuścić szpital i wrócić do domu. Pracownicy oddziału przychylali mu nieba, jednak nie mogło ono się równać z ciepłem własnych czterech kątów. Zastanawiałem się, dlaczego Antonella nie była zadowolona z takiego obrotu spraw. Jako matka powinna skakać z radości, ona jednak zdawała się być tym faktem załamana. Łez, które kilka minut temu spływały po jej policzkach z pewnością nie można było nazwać łzami radości.
      - Pożegnałeś się już z wszystkimi paniami pielęgniarkami? Na pewno spakowaliśmy wszystkie twoje rzeczy? - zapytała, a gdy Adriano w odpowiedzi kiwnął głową, kontynuowała - W takim razie już dzwonię po taksówkę i możemy jechać do domu.
      Kiedy Antonella przeszukiwała swoją torebkę w celu odnalezienia telefonu, z którego mogłaby zadzwonić po taksówkarza, podjąłem męską decyzję.
      - Odwiozę was.
      Ułożyłem stojące na stoliku kartony tak, aby największy znalazł się na dole, a najmniejszy na górze, co w niedalekiej przyszłości znacznie ułatwiło mi przeniesienie ich do samochodu.
      - Damy sobie radę - rzekła uprzejmie Antonella i ruchem ręki poprosiła, abym odłożył pudełka - Na pewno masz teraz wiele obowiązków związanych z Mistrzostwem Włoch...
      - Spokojnie, mam dziś dzień wolny - zapewniłem ją. Chyba czuła się nieco niezręcznie, chciała zapytać, czy na pewno nie sprawiają mi problemu, jednak ujrzawszy proszące spojrzenie Adriano, powstrzymała się od jakiegokolwiek komentarza i chwyciła do rąk akwarium, w którym pływał Squalo.
      - To co, idziemy? - uśmiechnęła się i nie czekając na jakąkolwiek reakcję, jako pierwsza opuściła pomieszczenie.
      Podążaliśmy za nią wolnym krokiem, cały czas wesoło dyskutując. Adriano opowiadał mi o tym, jak dzień wcześniej przekonywał pielęgniarkę, aby pożyczyła mu laptop, na którym mógłby obejrzeć mecz Modeny z CMC Rawenną, gdyż na żadnym z dwóch kanałów, jakie odbierał jego szpitalny telewizor, nie był on transmitowany.
 
~*~
 
       - Możemy jechać - stwierdziłem, zatrzasnąwszy klapę od bagażnika, do którego chwilę wcześniej włożyłem wszystkie kartony.
      Adriano z zadowoleniem otworzył przednie drzwi i zajął miejsce obok siedzenia dla kierowcy. Pociągnął pas bezpieczeństwa i już chciał go zapiąć, jednak powstrzymało go groźne spojrzenie Antonelli.
      - Chyba nie zamierzasz wracać do domu na tym siedzeniu - stwierdziła z niezadowoleniem i zacisnęła usta, demonstrując swoją dezaprobatę.
      - Dlaczego nie? - zakwilił Adriano i zrobił minę pokrzywdzonego psiaka. Byłem niemal pewien, że to posunięcie pozwoli mu kontrolować zachowanie mamy, która bez chwili zawahania pozwoli mu wracać do domu, siedząc obok mnie.
      - Ponieważ to niebezpieczne - Antonella pozostawała nieugięta.
      - W takim razie Luca też jest w niebezpieczeństwie?
      - Luca jest od ciebie wyższy o jakiś metr, więc siedzenie na przednim siedzeniu nie zagraża jego bezpieczeństwu.
      - Ale ja chcę podziwiać widoki za oknem.
      - Z tyłu widoki są takie same. Poza tym, o jakich widokach mówisz? Trasa ze szpitala do domu jest najnudniejszą na świecie, wokół tylko droga i stacje paliw - Antonella starała się go przekonać, wciąż zachowując stoicki spokój.
      - Mamo, proszę - jęknął Adriano i ponownie zrobił minę zbitego psa.
      - A co jeśli zatrzyma nas policja i będziemy musieli zapłacić mandat? W skarbonce masz za mało pieniędzy, aby móc pokryć jego koszty.
      Adriano fuknął coś pod nosem, wywrócił oczami i zgodził się usiąść na tylnym siedzeniu. Kiedy już zajął miejsce, ulokował na kolanach akwarium, aby zapewnić Squalo bezpieczną podróż do domu.
      - Wpiszesz adres? - poprosiłem Antonellę i wskazałem jej przymocowany nad radiem odbiornik GPS. Zajęła miejsce dla kierowcy i szybkimi ruchami palców wprowadziła adres, pod który miałem ich zawieźć.
      Zająłem swoje miejsce, a kiedy Antonella usiadła obok syna i zamknęła za sobą drzwi, ruszyłem. Kierując pojazdem, słuchałem monologu kobiety, która starała się wyjaśnić swojemu dziecku, dlaczego nie mógł jechać na przednim siedzeniu. Adriano ignorował ją, udawał obrażonego lub naprawdę był obrażony. Przez moment, nie słysząc jego głosu, myślałem, że zaniemówił. Przypomniałem sobie jego brzmienie dopiero wtedy, kiedy starsza pani wkroczyła na przejście dla pieszych mimo czerwonego światła i musiałem gwałtownie zahamować.
      - Luca, prawie zabiłeś Squalo - żachnął się. Kilkanaście mililitrów wody poddało się silę bezwładności i opuściwszy akwarium, wylądowało na tapicerce. Pokręciłem głową z niezadowoleniem i widząc, jak staruszka stawia stopę na chodniku, ruszyłem.
      Po mojej próbie zabójstwa Squalo Adriano przypomniał sobie o umiejętności mówienia i zaczął wesoło dyskutować z Antonellą. Rozmawiali o planach na wieczór, o wizycie dziadków oraz o mieszkających w sąsiedztwie rówieśnikach chłopca.
      - To tutaj? - przerwałem im rozmowę, chcąc się upewnić, że system nawigacyjny się nie pomylił. Kiedy zobaczyłem, że kiwają głowami, wjechałem przez otwartą bramę na podjazd z kostki brukowej.
      Adriano oddał Antonelli trzymane przez całą podróż akwarium i wybiegł z samochodu. Chodził w kółko i uważnie się rozglądał, szeroko się przy tym uśmiechając. Było dla mnie oczywistym, że bardzo tęsknił za tym miejscem.
      Znalazłszy klucze w torebce, Antonella z akwarium w ręce również opuściła pojazd i udała się w stronę małego, ale przytulnego domu. Uważając na to, aby nie wylać wody i nie zrobić krzywdy Squalo, ostrożnie otwierała drzwi. Kiedy zniknęła w głębi pomieszczenia, wyjąłem pudła z bagażnika.
      Adriano z radością przekraczał próg domu, uważnie przy tym obserwując każdy jego zakątek. Sprawdzał, czy podczas jego nieobecności nic nie zniknęło albo nie zostało przeniesione w inne miejsce.
      Wziąłem kartony i poszedłem za nim. Nie zdziwił mnie fakt, iż zatrzymał się w wąskim przedpokoju i przeglądał zawartość jednej ze stojących w nim szafek. Przestrzeń była ograniczone - chcąc iść dalej, musiałbym przerwać mu obserwacje mebli, czego nie chciałem robić. Nie miałem innego wyjścia - odłożyłem pudełka i czekałem na Antonellę, która, miałem nadzieję, wytłumaczy mi, gdzie powinienem je zanieść.
      - Możesz zostawić je tutaj - oznajmiła radośnie, gdy tylko wróciła - Squalo jest w twoim pokoju - rzuciła w stronę Adriano. Uradowany tą informacją pokiwał energicznie głową.
      - Napijesz się kawy lub herbaty? - zaproponowała.
      - Może innym razem - odmówiłem. Wiedziałem, że Adriano potrzebuje teraz chwili odpoczynku we własnym domu i czułbym się niezręcznie, gdybym mu ten czas odebrał.
      - Luca - zaczęła nieśmiało Antonella, gdy opuszczałem ich dom - Dziękujemy za pomoc. Poza tym, mój syn bardzo cię polubił, więc mimo zmiany lokalizacji, możesz odwiedzać go tak często, jak tylko zechcesz.
      Kiwnąłem głową na znak, że rozumiem i uśmiechnąłem się szeroko.
      - Obiecałeś mi wspólne wyjście na pizzę serową! - przypomniał mi Adriano.
      - Może być w środę? - zapytałem optymistycznie, wiedząc, że tego dnia trening ma się odbyć dopiero o piętnastej.
      - Może być - rozpromienił się ośmiolatek i pożegnał mnie przyjacielskim uściskiem.
 
 
 
Niespodzianka!
To, że akurat ten rozdział pojawia się w rocznicę było nieplanowane, ale cieszy mnie taki obrót sytuacji. Szczerze powiedziawszy, nie sądziłam, że aż tyle będę prowadzić tego bloga. A wszystko wskazuje na to, że uda mi się go nawet skończyć. W tajemnicy zdradzę Wam, że wszystkie rozdziały oprócz przedostatniego są już gotowe i czekają na publikację. Ujawnię też drugą tajemnicę: jesteśmy już za połową historii. Koniec spoilerów xD
Korzystając z rocznicy, chcę Wam wszystkim podziękować za to, ze jesteście tu razem ze mną. Wasza obecność i komentarze wiele dla mnie znaczą i ogromnie mnie motywują.
Przy okazji zareklamuję też Matteo Piano: Uciekam przed miłością.
Mam dzisiaj okropne problemy z internetem. Módlcie się, aby udało mi się Was poinformować o nowościach xD
Całuję :*
PS. Rozdział ze szczególną dedykacją dla Azzurry, która jako jedyna pomyślała, że Adriano nie umarł <3

7 komentarzy:

  1. Chyba jestem pierwsza! Co za zbieg okoliczności, że obie dodajemy rozdział w ten sam dzień i również wspominamy o swoich rocznicach. Ale miło mi się zrobiło, mimo że przypadek, to tak... fajnie. Dlatego ślę rocznicowego buziaka! :* No i cieszę się bardzo, że tutaj jesteś i piszesz dla nas, no i będziesz pisać nadal, no bo przecież Matteo, więc tak szybko nas nie opuścisz! ;)
    Co do rozdziału. No gdyby nie te łzy to człowiek by zrozumiał, że wypisany, przepisany czy coś. A kobieta płacze i... nie wiadomo dlaczego. Coś jest nie tak. Pewnie się boi! Mimo że Młody będzie w domu, to i tak. Strach, to na pewno strach.
    Ale miło ze strony Luci, że pomógł! To znaczy to oczywiste, no ale mógł scykorzyć i nie zrobić nic. A tu taka miła sytuacja! No a przede wszystkim skorzystał na adresie, zwłaszcza, że umówili się w środę :D (To może rozdział w środę? Żartuję sobie hihi ;) Powiem Ci, że po raz kolejny włączyłam piosenkę z Wikiplayera i tak mi się to wszystko pięknie wyobraziło, że łooo.
    Ale zazdrość Młodego bezcenna! Widać, że nie chce byle kogo dla mamy ;)
    No nie wiem co mogłabym jeszcze tutaj napisać. Ten rozdział jest taki kochany i cieszę się, że Młody jednak żyje! Nie potrzebnie czytałyśmy o smutnym Luce, bo łatwo to sobie wyobrazić. A tutaj taka niespodzianka ;) I Ty i on.
    Nie wiem, nic więcej nie chcę spamić, żeby internet wytrzymał :D Dlatego też jeszcze raz, wszystkiego najlepszego i tysiąca lat pisania dla nas! :D Całuję mocno i zapraszam również do mnie, na 22 ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie, znowu! A gdzie podziękowania dla mnie, że udawałam, że nic nie wiem! Następnym razem nie będę taka dobra i wszystko wyśpiewam! XD
    Podoba mis się taki obrót spraw. To, że Antonella pozwoliła, by Luca odwiedzał chłopca, bo akurat to, że Adriano wrócił do domu, to bardzo, ale to bardzo mi się nie podoba. Rozbawiła mnie próba morderstwa Squalo, zły Luca, jak on mógł? :D Antonella nie dała nabrać się na miny Adriano, aż mi go szkoda :(
    Ta staruszka na pasach kompletnie mnie rozwaliła, chyba wiesz dlaczego XD
    Czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Adriano, ty żyjesz! Przeżyłam lekki szok, ale radochę mam ogromną. Strasznie lubię tego chłopca, jego postać świetnie ci wyszła, a z doświadczenia wiem, że kreowanie postaci dzieci jest trudne.
    Niestety czuję, że coś tu jest nie tak. Mówi o tym sposób w jaki zachowuje się Antonnella. Mam wrażenie, że lekarze nie wypuścili małego do domu dlatego, że zdrowiej, a wręcz przeciwnie. To mnie martwi i mam nadzieję, że jednak jest inaczej.
    Luca jest fajny. Po prostu fajny. Widać, że chłopiec ma w nim przyjaciela, a i dla siatkarza Adriano jest kimś ważnym. Akcja w samochodzie była bardzo optymistyczna i mam nadzieję, że będzie takich więcej. Szczególnie, że niedługo nadejdzie pizza serowa.
    To chyba tyle, nie wiem co jeszcze mogłabym napisać. Uwielbiam twój styl, uwielbiam to opowiadanie i czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  4. No!
    Ciężko było komentować śmierć Adriano, której nie było. Ale musiałam tak zrobić, bo co jeśli ktoś by dołączył do grona czytających nieco później i zarzuciłabym mu taki spoilerem? Chamstwo!
    Adriano nie umarł, Adriano żyje. Cieszę się niesamowicie, bo choroba dziecka i jego odejście to dla mnie za dużo. Nie teraz, później też raczej nie. Bo Adi to taki fajny, mądry chłopiec i fajna jest również ta jego relacja z Lucą. Szczera, przyjemna. Taka, że ja nie chciałabym się z nim rozstawać. Dziecięca szczerość, uśmiech - to rzadkie w opowiadaniach tego typu.
    Tylko jedno mnie martwi, jedno zastanawia. Czy te humorki Antonnelli mają jakiś konkretny powód? To straszne, co powiem, okropne i jestem na siebie za to wściekła, ale... czasem, gdy lata zmieniają się w tygodnie lub dni, chory wraca do domu, żeby tam, w spokoju... no nie przejdzie mi to przez klawiaturę... no wiesz. Nie chciałabym, żeby się tak stało. Chciałabym czytać tylko takie rzeczy jak scena w samochodzie. Tylko czy to jest możliwe?

    OdpowiedzUsuń
  5. Nabrałam się i teraz mi głupio ;-;
    Pocieszam się tym, że chyba byłam w większości czytelniczek, które uwierzyły w śmierć Adriano. Zwiodła mnie chyba reakcja mamy chłopca - Luca ma rację, Antonella powinna raczej cieszyć się, że Adriano wraca do domu. Chociaż zgodzę się z Annie Kannie - też przeszło mi przez myśl, że chorych wypisuje się do domu w pewnych okolicznościach... Obyśmy się myliły, choć szukałam gdzieś jakiegoś pocieszenia (zdania, słowa, które mówiłoby, że stan chłopca się poprawił i dlatego mały wraca do siebie) i nie potrafiłam go znaleźć.
    Antonella zachowuje się... dość dziwnie. To znaczy wiadomo, mama chorego dziecka nie będzie śmieszkiem, szaloną mamuśką. Ale ona jest niesamowicie skryta - może Luca ją onieśmiela? Albo nie do końca mu ufa, mimo, że Adriano szczerze za siatkarzem przepada? Wydaje mi się, że powinna jakoś wyjaśnić Luce tą sytuację, która wydarzyła się w poprzednim rozdziale. W końcu on też przywiązał się do małego. Ma prawo wiedzieć, co właściwie się dzieje.
    Pozdrawiam i przepraszam za poślizg, weny życzę! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zacznę od końca: dziękuję pięknie za dedykację! :)
    To dobrze że masz zamiar dokończyć opowiadanie, bo chyba nic mnie tak nie wkurza jak ciekawa historia, która nigdy nie zostaje dokończona bo autorowi się odechciewa. I co, mamy sobie ten koniec sami dopowiedzieć?! Pół biedy jak to słodko-pierdzące opowiadanka, bo tam można koniec przewidzieć już po prologu, ale chyba już wspominałam że ta historia taka nie jest ;)
    Luca się wycwanił z tym odwiezieniem ich do domu! Tak niby zupełnie przypadkiem zdobył adres, genialna zagrywka ;)
    Może nie jestem mistrzem dedukcji, ale skoro opowiadanie jest mniej więcej na półmetku, to pewnie jeszcze wiele się wydarzy. I pewnie wypisanie Adriano do domu to tylko pozornie pozytywna sprawa, która potem się pokomplikuje, ale ostatecznie wszystko się skończy dobrze a Vettori adoptuje małego... Okej, zapędziłam się!
    (znowu przeczytałam chwilę po tym jak rozdział się pojawił i zapomniałam skomentować, to chyba już taki nawyk)

    OdpowiedzUsuń
  7. Coś mi nie pasowało pod koniec poprzedniego rozdziału. Domniemane odejście dziecka, niby nie było to przekazane wprost, a jednak mogliśmy tak pomyśleć. Nie wiem czemu wydało mi się to zbyt proste, no i teraz wiemy dlaczego. Sądzę, choć możliwe iż się mylę, że powrót do domu to nie jest niestety przejaw poprawy zdrowia ... stąd zachowanie Antonelli. Ale najważniejsze jest szczęście dziecka, chociażby krótkotrwałe. Vettori bardzo się przywiązał do małego, co może mieć przykre i smutne konsekwencje w przyszłości która nie zapowiada się szczęśliwie. Mamy chociażby przykład jego zachowania teraz, ta ulga gdy zobaczył Adriano. Choroba dziecka to zawsze coś strasznego i coś z czym nie ta się pogodzić tak na prawdę. To smutna historia, ale bardzo wciągająca, dająca wiele do myślenia. Z ciekawością będę oczekiwała nowych rozdziałów :) A jeśli masz ochotę przeczytać coś o Luce i jego przyjacielu Matteo, to zapraszam do siebie : http://sono-un-italiano.blogspot.com/
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy