05.04.2015,
niedziela
- Za zwycięstwo
– wzniósł toast Angelo Lorenzetti. Każdy z obecnych uniósł ku górze szklankę
wypełnioną kolorowym drinkiem ufundowanym przez prezesa Modeny Volley,
powtórzył słowa trenera, a następnie zajął się opróżnianiem naczynia.
Siedzieliśmy w „Cytrynie”
- najbardziej prestiżowym klubie w mieście i zasłużenie świętowaliśmy
zwycięstwo z Cucine Lube Bancą Marche Maceratą, które dało nam szansę na walkę
o pierwsze miejsce w Mistrzostwach Włoch. Jeszcze kilka godzin wcześniej w
głowach każdego z nas siedziało mnóstwo wątpliwości i obaw - baliśmy się tej
konfrontacji i nawet próby motywowania nas przez psychologów nie przynosiły
efektów. Patrząc na nas odnosiło się wrażenie, że zapomnieliśmy o wszystkich
swoich atutach oraz o tym, iż spotkanie miało się odbyć na naszym własnym
parkiecie. Oddaliśmy swoje umysły strachowi i pozwoliliśmy mu je kontrolować.
W takich
okolicznościach wygrana za trzy punkty była dla nas ogromnych sukcesem - przed
meczem nikt z nas nawet nie śmiał marzyć o tak wysokim i pewnym zwycięstwie. Prezes
klubu Catia Pedrini był z nas tak dumny, że pozwolił nam się zabawić na koszt
klubu, czego, jak się później okazało, miał żałować przez najbliższe cztery
wypłaty.
- Spójrzcie
tylko na tę laskę w kącie – rzucił pełen zachwytu Salvatore Rossini. Wszyscy,
którzy jeszcze nie opuściliśmy stolika po przemówieniu trenera, natychmiast
spojrzeliśmy we wskazane miejsce.
- Nie najgorsza,
choć zbyt wulgarna jak na moje oko – skomentowałem po chwili obserwacji. Stojąca
w kącie kobieta miała kręcone, długie blond włosy, które mimo ciągłego
odgarniania, niemal cały czas lądowały w jej drinku. Spod kusej, czarnej
sukienki ledwo zasłaniającej jej pośladki niesfornie próbowały wydostać się
piersi, a mocne cienie, jakich użyła do pomalowania oczu widziałem mimo
kilkunastometrowej odległości oraz słabego oświetlenia – Poza tym wygląda jakby
na kogoś czekała.
- Po prostu mi
zazdrościsz, bo sam nie jesteś w stanie znaleźć sobie ładnej towarzyszki –
stwierdził urażony Rossini i udał się w stronę baru. Z tego co widziałem, zamówił
najdroższego drinka i krokiem uwodziciela udał się w stronę kobiety, którą
chwilę wcześniej się zachwycał. Przyglądałem mu się jeszcze przez moment, a
później postanowiłem nie naruszać jego prywatności i znaleźć sobie inny obiekt, w którym zamierzałem zatopić wzrok.
Bruno Rezende –
człowiek stworzony do bycia obserwowanym. Nie bez powodu na każdą imprezę zakładał
czarny kapelusz udekorowany milionem cekinów, które w blasku dyskotekowej kuli
błyszczały i skupiały na sobie uwagę wszystkiego i wszystkich wokół, również
urodziwych kobiet, które zostawiały swoich partnerów i zaczynały kleić się do modeńskiego
rozgrywającego. Sam uważałem ten dodatek do stroju za kiczowaty, jednak
musiałem przyznać, że dzięki niemu Bruno zawsze był w centrum uwagi. W tamtym
momencie tańczył w kółku pomiędzy pięcioma niewiastami, z których każda chciała
mieć go na wyłączność. Znajdująca się za jego plecami szatynka niby niechcący
szturchała ustawione najbliżej współpartnerki, w tym brunetkę, która, również
nieumyślnie, nadepnęła jej na stopę swoją dziesięciocentymetrową szpilką.
Wyczekiwałem momentu, kiedy otwarcie zaczną się bić - patrząc na ich długie
tipsy, byłem przekonany, że podczas szamotaniny polałaby się krew. Niestety Bruno
chyba miał już dość nachalnych towarzyszek i ukrywszy się w tłumie,
niepostrzeżenie przedarł się w inne miejsce na parkiecie. Zawiedziony
stwierdziłem, że to już koniec przedstawienia i udałem się w stronę baru, aby
zamówić kolejnego drinka.
Usiadłem na
wolnym, wysokim krześle i z nudów zacząłem przeglądać leżące na blacie menu.
Doskonale wiedziałem, że i tak zamówię Caipirinię, ale nie widziałem przeciwwskazań
do uważniejszego przyjrzenia się ofercie „Cytryny”. Składały się na nią cztery
kartki, na których znajdowały się nazwy drinków, ich skład, cena oraz zdjęcie
mające skusić klienta do skosztowania drinku. Musiałem przyznać, że klub
zatrudnił niezłego designera, gdyż, mimo że nie przepadałem za upijaniem się,
od samego patrzenia na zdjęcia alkoholi, miałam ochotę przetestować ich smak.
Swoim wyglądem kusiły mnie szczególnie warstwowy „White Russian” oraz
egzotyczny „Blue Hawaiian”, pomimo znajdujących się w jego składzie nieznanych
mi dotychczas składników.
Barman szybko
wykonał moje zamówienie i postawił przede mną wysoką szklankę, w której oprócz
przezroczystej cieczy znajdowało się mnóstwem kostek lodu i kilka przekrojonych
limonek. Na koniec mężczyzna ozdobił napój liściem mięty i wręczywszy mi
kolorową słomkę, podszedł do siedzącej obok kobiety. Wypełnił jej kieliszek jakimś
alkoholem i poklepał po ramieniu.
Nie musiałem
uważnie się przyglądać, aby zauważyć rozmazany tusz i cienie do powiek
spływające po jej policzkach. Mówiła powoli i niewyraźnie, nie jak osoba, która
wypiła kilka drinków, a co najmniej kilkanaście.
- Ten dupek nie
jest ciebie wart – stwierdził barman, po raz kolejny klepiąc ją w ramie.
Gorycz, jaką dało się wyczuć w jego głosie przyprawiła mnie o dreszcze. Nie
wiedząc, jak mężczyzna zareaguje, gdy zauważy, że im się przyglądam, odwróciłem
głowę w przeciwnym kierunku. Nie czułem się dobrze, wtrącając się w sprawy
obcych ludzi, właściwie w pewien sposób naruszałem ich prywatność, jednak im
chyba wcale to nie przeszkadzało. Coraz głośniej wymieniali swoje uwagi i mimo
oddalania się w drugą stronę lady, doskonale słyszałem każde ich słowo.
- Jak on mógł
mnie zdradzić? Było mu ze mną źle, że postanowił szukać wrażeń w łóżku tej
suki? – kolejne łzy spływały z oczu kobiety i rozbijały się na blacie. Mimo
usilnych prób nie była w stanie przerwać szlochania, a jej łzotoku nie
potrafiła zatrzymać nawet trzecia paczka chusteczek higienicznych - Jeszcze
niedawno opowiadał o ślubie, o dzieciach. Mieliśmy założyć szczęśliwą rodzinę.
- Nie martw
się, wszystko się ułoży. Jutro się z nim rozmówię – stwierdził barman,
zaciskając dłoń w pięść. Przez jego poważne podejście do sprawy domyśliłem się,
że jest kimś z rodziny siedzącej naprzeciwko kobiety, ewentualnie jej
przyjacielem. Zależało mu na jej szczęściu, byłem przekonany, że następnego
dnia zdrajca posmakuje własnej krwi i
raz na zawsze zapomni o zdradzaniu ukochanej.
Odniosłem
wrażenie, że wcześniej wiedli udane życie, a romans był dla mężczyzny tylko
jednorazową odskocznią od monotonności dnia codziennego. Wszyscy byli
szczęśliwi, gdy nagle, jednego dnia, wszystko legło w gruzach, a nad ich niebem
zawisły ciemne chmury.
Życie nie jest
bajką, jak wszyscy próbują nam wmówić. Prawdziwa miłość umarła kilka wieków
temu, rycerze na białych koniach nie dożyli renesansu, a niewinne, czyste
księżniczki zapewne nigdy nie istniały.
Ludzie myślą,
iż jest tak źle, że może być już tylko lepiej... Naiwni. Zwykle odkrywają, że
jednak może być gorzej.
Tadam ~ oddaję w Wasze ręce kolejny rozdział. Niezbyt mi się podoba, jest takim trochę zapychaczem xD Choć przyznam, że czytając dwa ostatnie akapity (po kilku miesiącach od ich napisania), aż sama zdziwiłam się ich głębią.
Przepraszam, że notka ukazała się tu dopiero dzisiaj.
Przepraszam również za zaległości na Waszych blogach. Miałam ferie i starałam się je trochę nadrobić i mam nadzieję, że w przyszłości będę bardziej regularna.
Całuski :*
Niby rycerzy na białych koniach już nie ma, ale za to jest Luca. I tak sobie myślę, że gdyby tylko miał okazję się wykazać, to jego wybranka byłaby prawdziwą szczęściarą, a przynajmniej takie można odnieść wrażenie, bo jak na razie poznajemy go od tej dobrej strony. Osobiście lubię takich facetów - rozsądnych, poukładanych i wyróżniających się kulturą osobistą. Szkoda tylko, że wokół prawie same gałgany :/ Ale mniejsza o to, chociaż jeśli już poruszam temat cech charakteru, to przyznam, że momentami mam wrażenie, iż Vettori trochę nie pasuje do swoich kolegów, którzy czasami zachowują się tak, jakby mentalnie nadal byli nastolatkami. Być może trochę przesadzam, ale jakoś nie potrafię sobie wyobrazić ich w roli statecznych mężów i ojców, natomiast głównego bohatera już tak. Luca wydaje się być bardziej dojrzały, co czasami może być też odbierane przez otoczenie jako przejaw sztywniactwa. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, jak to mówią. :)
OdpowiedzUsuńMoja pierwsza myśl, gdy dotarłam do końca rozdziału - czyżby zapłakana dziewczyna, którą pocieszał barman była główną bohaterką? Myślę, że prawdopodobieństwo jest dosyć spore, w końcu mamy już szósty rozdział, a nadal jej nie poznaliśmy. Trzymam kciuki za Lucę, a nuż przełamie się i do niej zagada, co zapoczątkuje ich znajomość? No chyba że nieznajoma nie będzie miała ochoty na rozmowę, co postanowi zaakcentować kilkoma dosadnymi słowami ;) Okej, tak sobie gdybam, ale pewnie niewiele będzie miało to wspólnego z Twoimi planami ;)
Pozdrawiam serdecznie :*
PS. No i mam nadzieję, że nie trzeba będzie czekać zbyt długo na kolejną część, bo to jedno z opowiadań, które czyta mi się baardzo przyjemnie :)
Cześć! Nominowałam cię do Liebster Blog Award! Więcej szczegółów tutaj: http://oczy-na-milosc.blogspot.com/2016/02/liebster-blog-award_29.html?m=1
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko! :*
Witaj kochana!
OdpowiedzUsuńZawitałam tutaj przypadkiem, ale nie żałuję:) Historia jest cudowna. Pokochałam małego Adriano całym serduszkiem od samego początku. I sama świadomość tego, że jest chory i może umrzeć łamie mi serce. (Tak btw, sama kiedyś nazwałam rybkę Rekin ;-;). Ale mimo ciężkiej choroby nie traci pogody ducha i to najważniejsze!:D Pozytywna postać, podoba mi się :)
Co do Luci jestem mile zaskoczona, że nie jest dupkiem, który myśli, że wszystko mu wolno. To jak przejmuje się małym jest urocze po prostu. A no i sytuacja w barze, mam nadzieję, że zagada do kobiety z rozmazanym makijażem, która jak mniemam jest główną bohaterką? Ciekawy sposób poznania się. Ale jak Adriano by się cieszył gdyby Luca był chłopakiem jej mamy, o matko! :D
Przepraszam, że ten komentarz nie ma ładu i składu, ale jest godzina 22 a ja spałam zeszłej nocy ledwie dwie godziny. (wcale nie zapomniałam o całej stronie zadań z matematyki i nie robiłam ich do późna..Niee wcale).
No nic kochana, życzę Ci dużo weny i przede wszystkim czasu, który nie jest naszym sprzymierzeńcem z tego co widzę ;p
Pozdrawiam!
Oczywiście dodaje do obserwowanych i czekam na następny rozdział :*
jeju czuję się okropnie robiąc to tutaj ale jestem ślepa chyba bo nie widzę nigdzie zakładki na spam ;-; Więc serdecznie zapraszam Cię na pierwszy rozdział tutaj ;-; http://czas-jest-ojcem-prawdy.blogspot.com/
UsuńBuziaki!♥
Czuje się głupio, ponownie ;-; Chciałabym Cię serdecznie zaprosić na drugi rozdział♥ http://czas-jest-ojcem-prawdy.blogspot.com/2016/03/rozdzia-ii.html
UsuńBruno Rezende jako uwodziciel panienek w klubie? Dla mnie chyba na zawsze pozostanie tacinsynkiem, przepraszam :D
OdpowiedzUsuńLuca-obserwator jest mi chyba dość bliski. Sama też raczej trzymam się z boku i wszystko i wszystkich obserwuję. Przy czym Vettori wydaje mi się aż nazbyt wycofany, może lubi być sam? Albo nie lubi takich klubowych tłumów?
Jezu, on nawet przy wybieraniu drinka jest taki zachowawczy i spokojny. Taki rozsądny, że w jego towarzystwie czułabym się chyba trochę nieswojo, jak jakaś roztrzepana idiotka.
Kim jest ta dziewczyna przy barze? Jak już ktoś wcześniej zauważył - faktycznie nie poznałyśmy jeszcze bohaterki z zakładki. Ale jakoś nie pomyślałabym, że do jej pierwszego spotkania z Lucą mogłoby dojść w takim miejscu. To mi do niego po prostu strasznie nie pasuje. Wierzę że Adriano odegra też jakąś rolę, hm, może małego pośrednika? Ale trochę za bardzo wybiegam w przyszłość (a przecież mogę się mylić).
Wracając do scenki przy barze - skoro Luca to taki wrażliwy, pełen empatii człowiek (baj dy łej - facet prawie idealny!) to na pewno zapyta tej dziewczyny co się stało. Mam taką nadzieję, bo trochę mnie zaintrygowałaś jej obecnością i niejasną opowieścią ;)
Wątpię, żeby od razu wszystko mu opowiedziała, ale z dialogu bez konkretów też można czasem wiele wyciągnąć.
A co do dwóch ostatnich akapitów - bardzo plastycznie i ciekawie opisane. Z tym całkowicie ostatnim chyba się zgodzę, ale z tym wcześniejszym - już niekoniecznie. Ale wiadomo - to wszystko myśli Vettori'ego, który do hurra-optymistów chyba nie należy. Dlaczego on jest taki, hm, no smutny (nie bójmy się prostych słów)? :(
Życzę weny i wolnego czasu. Fajnie byłoby przeczytać u Ciebie znowu coś nowego :) Pozdrawiam!
"Dlaczego on jest taki, hm, no smutny?"
Usuńwrażliwi ludzie tak mają ;)
Skoro tak, to i ja nominowałam do Liebster Award Ciebie :)
Usuń(czy to w ogóle zgodne z zasadami? :D)
Hmmm, a mnie się wydaje, skoro napisałaś że ten rozdział jest zapychaczem, że kobieta przy barze to wcale nie jest główna bohaterka ;) Biorąc pod uwagę, że to opowiadanie nie przypomina tych pisanych przez napalone trzynastolatki, można założyć, że nagle się nie poznają przypadkiem i nie zakochają w sobie na zabój. No bo powiedzmy sobie szczerze, kto po tym, jak jego związek się rozpadł, miałby ochotę zaraz pakować się w następny? Albo opowiadać historię swojego życia nieznanej, przypadkowo spotkanej osobie? Chyba nikt. No a próba pocieszenia zapłakanej, obcej kobiety przy tym barmanie to też chyba nie najlepsza opcja ;) Poza tym skoro Luca dziwnie się czuł słuchając ich rozmowy, to chyba tym bardziej nie zdobyłby się na to żeby zagadać. Dlatego wydaje mi się, że bohaterkę dopiero poznamy, a ta scenka była tylko i wyłącznie do przedstawienia rozkmin Vetto ;)
OdpowiedzUsuńWitaj.
OdpowiedzUsuńChyba nie znalazłam zakładki ze spamem, więc piszę tutaj. Czytam Twoje opowiadanie i nie bardzo wiem, dlaczego nie komentowałam. Nadgonię to jutro (komentarz pewnie będzie długi, więc muszę mieć na to cały wieczór).
Chciałabym Ci bardzo podziękować za komentarze u mnie. Jestem pod wrażeniem, że przeczytałam wszystkie rozdziały i skomentowałaś je w tak niesamowity sposób.
Dodałam dziesiątkę, jest trochę długa, mam nadzieję, że wpadniesz i się nie przestraszysz.
Do jutra!
Annie, my--niepokonani.blogspot.com
ja obiecałam, ze zjawię się dziesiątego. Musisz wiedzieć, że w moim słowniku słowo 'jutro' jest mityczną krainą z jednorożcami i siatkarzami. Jest też to bardzo plastyczne pojęcie i czasem trwa dwa tygodnie.
UsuńZałóżmy więc, że dzisiaj jest jutro.
Okazuje się, że nie mam tak olbrzymich zaległości. Dwa rodziały. Myślałam, że wejdę tutaj i będę czytać, czytać, czytać.. Tak jak ty u mnie. Nie umiem wyjść z podziwu, że znalazłam tyle czasu, chęci i cieprliwości, żeby nadgonić. Jeszcze raz Ci dziękuję.
Musisz też wiedzieć, że moje komentarze są dziwne i trochę pokopane. Jeśli tekst bardzo mi się podoba i wywołuje wiele emocji to zazwyczaj pieprzę od rzeczy. To oznaka, że jestem zachwycona.
Jestem oczarowana, wszystkim. Trudno jest mnie chwycić za serce, bo ja raczej z tych chłodnych suk, niestety.
Ale dzisiaj nie będę podłą suką! No może będę, ale na pewno nie tutaj.
Od czego by tu zacząć, tyle myśli. Jestem taka beznadziejna w pisaniu sensownych komentarzy. Czasem boję się, że po przeczytaniu moich wypocin pod waszymi rozdziałami stwierdzicie, że ktoś inny pisze moje patetyczna i dramatyczne rozdziały.
Zgubiłam wątek, cholera no, kurde.
Jestem oczarowana. Stylem, historią, kreacją bohaterów, opisami, także minimalizmem i bardzo przyjemną prostotą. Uwielbiam takie teksty.
Widać, że obie lubimy uśmiercać rybki. Muszę przyznać, że po Twoim komentarzu u mnie, powróciłam w 10 do Pelasi. Sentyment pozostaje.
Nie umiem zdecydować, kto bardziej chwyta mnie za serce: Luca czy Adriano. Nasz słodki, mały chłopczyk, tak mądry i rezolutny. Niestety chory. Pewnie już o tym wspominałam, ale boli mnie widok cierpiących dzieci. Pewnie dlatego marzę, pragnę, żeby tutaj wszystko było dobrze.
Czy już poznałyśmy tajemniczą Antonellę? Czy kobieta przy barze to ona? W całkowitej rozsypce, zrozpaczona, zdradzona. Czy Antonella jest matką Adriano, który daje jej cukierki, kiedy jest smutna? Czy to może siostra?
Muszę przyznać, że kupiłaś mnie całkowicie dwoma ostatnimi akapitami, które są naprawdę świetne. Pozwolisz, że sobie ja zapiszę? Lubię czytać ładne rzeczy.
Jest świetnie. A kiedy będzie następny rozdział? Informuj! Ja będę!
Zapraszam w wolnej chwili do mnie, na dziesiąty rozdział.
Pozdrawiam i życzę weny!
Annie, my—niepokonani.blogspot.com
Witaj! Zostałaś nominowana do Liebster Award.
UsuńSzczegóły: http://my--niepokonani.blogspot.com/p/liebster-award.html
Pozdrawiam, Annie.
Twój blog wpadł mi w oko już jakiś czas temu, ale dopiero po twoim komentarzu zdecydowałam się go w końcu przeczytać. Nie jestem jakąś zagorzałą fanką ligi włoskiej, siatkarzy ogólnie kojarzę, ale nie miałam jakiegoś parcia by koniecznie czytać o nich. A żałuję bo twój blog jest naprawdę bardzo dobry.
OdpowiedzUsuńZacznijmy może od tylu. Jest lekki, przyjemny, ale też dość przemyślany i idealnie pasuje do całej historii. Nie jest on przesłodzony, ale w odpowiednich momentach zawiera odpowiednie przemyślenia. Do tego wystarczająca dawka niewymuszonych opisów, idealnie wpasowujących się w treść.
Co do samej fabuły, to na razie wydaje się być dość prosta, ale skutecznie nadgania zmyślnymi dialogami i budowanym z każdym kolejnym rozdziałem przekonaniem, że wydarzy się coś niespodziewanego. Ogólnie podoba mi się postać Adriana - te chłopiec od razu wywołuje uśmiech na mej twarzy, jest po prostu przeuroczy, a jego rybka sprawiła, że przez parę minut kwiczałam ze śmiechu.
Rozdział szósty jest tak samo ciekawy jak poprzednie. Szczególnie przypadł mi do gustu świecący kapelusz Rezende. Sama nie wiem dlaczego, po prostu jakoś tak wyszło. Ciekawi mnie kim jest ta kobieta przy barze i jaki będzie jej wpływ na fabułę. Na brodę Merlina, znów będę nie spała przez pól nocy, zastanawiając się co będzie dalej.
W każdym razie, twoje opowiadanie podoba mi się bardzo i ląduje na liście blogów obserwowanych.
Czekam na nexta i weny życzę.
Violin
Jestem! W końcu tu dotarłam. Przeczytałam od razu, gdy dostałam powiadomienie, ale dopiero dzisiaj zabieram się za pisanie komentarza. Mam nadzieję, że mnie za to nie ukatrupisz.
OdpowiedzUsuńPowiem od razu, że w tym komentarzu poruszę kilka spraw, które ostatnio nie dają mi spokoju. Ale nie martw się, to będą same pozytywy. :)
Zacznę od rozdziału, który jest świetny, wręcz perfekcyjny. Uwielbiam Twój styl pisania, bo nie piszesz jakoś sztucznie i powoli wprowadzasz akcję. Nigdzie się nie śpieszysz i to jest ogromny plus, bo jakoś nie przemawiają do mnie historie, gdzie już w drugim rozdziale główni bohaterowie się poznają, a w kolejnym wyznają sobie miłość. Ty piszesz tak neutralnie, naturalnie, że czytając to, czuję się tak, jakbym to ja była na miejscu Luci. Wiem, to trochę głupie, bo opowiadanie jest pisane w narracji męskiej, a ja jestem kobietą, ale pomińmy to.
I teraz pewnie zaprzeczę temu, co pisałam przed chwilą, ale chętnie poznałabym w końcu główną bohaterkę. Mogę poczekać tak jeszcze z dwa, trzy rozdziały, ale później, to nie wiem czy wytrzymam, bo ciekawość mnie zeżre. Jestem ciekawa jaką rolę w tym opowiadaniu odegra właśnie Antonella.
Chyba że to ona jest tą kobietą z klubu, którą obserwował i podsłuchiwał Luca. Bardzo nieładnie z jego strony, ale co tam.
Nie rozumiem, dlaczego ten rozdział Ci się nie podoba, bo według mnie niczego mu nie brakuje. Jest idealny, tak jak już zapewne wspominałam na początku tego komentarza. I muszę przyznać Ci rację, te dwa ostanie akapity mają głęboki sens. Księżniczki nie istnieją, bo żadna kobieta idealna nie będzie, a bajki i baśnie pokazują właśnie, że księżniczki takie są. Nikt nie jest idealny i każdy popełnia błędy. Życie nie jest idealne. Nic nie jest idealne, no oprócz Twoich rozdziałów. :)
Chociaż z jednym się nie zgodzę. Prawdziwa miłość istnieje i istnieć będzie, tylko rzadko się zdarza. Niestety. ;c
Teraz przejdę do pozostałych spraw, które są tylko dwie.
Po pierwsze bardzo dziękuję za tak miłe komentarze pod moimi rozdziałami. Jeszcze nigdy nikt nie napisał mi tak długich i tak bardzo miłych komentarzy. Jestem pod wrażeniem i jest mi ogromnie miło i ciepło na serduszku, że podoba Ci się to, co tworzę. Dla takich osób jak Ty warto pisać. ;*
Mam nadzieję, że Cię nie zawiodę.
Ostatnią sprawą będzie to, że ogromnie dziękuję za nominację do LBA. Odpowiedzi już są, więc jeśli chcesz się z nimi zapoznać to zostawię link na końcu tego komentarza.
Z niecierpliwością czekam na kolejny i dużo weny życzę.
Buziaki. ;***
ps. Obiecałam dłuższy komentarz, więc słowa dotrzymałam. Jest on trochę chaotyczny, ale piszę go w przypływie pozytywnej energii, która mnie rozpiera. :D
_________________________
link do odpowiedzi LBA : http://podstrona-lila-stich.blogspot.com/p/liebster.html
Dotarłam i nadrobiłam ;)
OdpowiedzUsuńI myślę sobie, że Luca się bardzo dobrze nadaje na kumpla takiego fajnego, ośmioletniego koleżki. Stara się bardzo, a to ważne.
Mam wrażenie, że ten klub to tak średnio do Luki pasuje. No bo weźmy takiego Bruno. Wywija na parkiecie jak szalony, wyrywa laski i czuje się jak ryba w wodzie. A Luca siedzi i sączy sobie drinka. Nawet to mówi nam już coś o jego charakterze.
I zastanawiam się jeszcze, czy ta dziewczyna przy barze to już ta Antonella, czy też jeszcze na nią poczekamy.
Buziak :**
Cześć!
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Blog Award! Szczegóły na http://belchatowskie-lovestory.blogspot.com/2016/04/liebster-blog-award-x5.html?m=1
Pozdrawiamy!
Iadala&Hachiko
Rozdział z końca lutego, ja się odzywam w połowie kwietnia, no wstyd dla mnie jak nic! Ale wracam i chcę skomentować! Dlatego zaczynam. Ciekawi mnie ta dziewczyna. Owszem, nie chciał się wtrącać w rozmowę, ale ewidentnie go zainteresowała. Do tego ten barman. Czuję, że będzie to ciekawy wątek, no bo bez przyczyny na pewno się tu nie pojawili! ;) Może to będzie jakaś opiekunka małego? Mam nadzieję, że niedługo się o tym przekonamy ;)
OdpowiedzUsuńKorzystając z okazji chciałabym Cię zaprosić na mojego bloga do zabawy Liebster Award. Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić podczas tych kilku odpowiedzi ;)
Do następnego razu, oby już niedługo. Buziaki! :*