wtorek, 26 kwietnia 2016

Rozdział VII

              09.04.2015, czwartek
              - Cześć Adriano – rzuciłem w stronę leżącego na łóżku chłopca, przekraczając próg pokoju numer trzysta czterdzieści trzy. Powitałem go promiennym uśmiechem i już miałem powiedzieć, że przyprowadziłem mu gościa, ale uświadomiłem sobie, że zostałem zignorowany. Nie zwiastowało to nic dobrego, więc podszedłem bliżej, aby zobaczyć, czy wszystko z nim w porządku.
Ośmiolatek uniósł lekko głowę z poduszki i wyszeptał:
              - Cześć Luca.
              Bez wątpienia nie był w dobrym humorze. Rozglądałem się po pomieszczeniu, szukając przyczyn jego nie najlepszego samopoczucia, aż w końcu mój wzrok zatrzymał się na akwarium, w którym pływał Squalo, a konkretniej na znajdującej się w nim brudnej wodzie. Z moich wcześniejszych obserwacji wynikało, że nastroje Adriano i małego skalara zawsze się pokrywały - wielokrotnie próbowałem zrozumieć to nietypowe zjawisko, jednak bez większych osiągnięć.
              - Może zmienimy Squalo wodę? – zapytałem. Adriano spojrzał na brudne akwarium i po chwili namysłu przytaknął na propozycję, podnosząc się przy tym z łóżka i zakładając na bose stopy miękkie i ciepłe bambosze.

~*~

              Po kilku minutach wszyscy ponownie znaleźliśmy się w sali: Adriano, Matteo, Squalo i ja. Nie chciałem pozbawić skalara domu i życia, więc najdelikatniej jak tylko potrafiłem, odłożyłem akwarium na szafkę nocną. Wsłuchiwałem się w wesołą pogawędkę Piano i ośmiolatka, lekko zazdroszcząc mojemu przyjacielowi naturalnej łatwości, z jaką nawiązał kontakt z Adriano. Sam, po dwóch spotkaniach, wciąż uważnie analizowałem każde słowo, które miało dotrzeć do uszu chłopca, w obawie, że poruszę jakąś bolesną dla niego kwestię.
              - Prawda, że samochodzik podobał ci się bardziej niż pluszak? – rzucił w pewnym momencie Matteo, wywołując pytające spojrzenie Adriano.
              Mój wzrok skierował się w kąt pomieszczenia – na stolik, na którym wciąż leżały dwie nieodpakowane paczki. Zdziwiłem się – dzieci zwykle nie potrafią wytrzymać kilku minut bez zaglądania do pudełka z prezentem, a wszystko wskazywało na to, że Adriano z otwarciem podarku czekał ponad trzy tygodnie i gdyby nie Matteo pewnie wciąż nie poznałby zawartości opakowań. Chwyciłem je do rąk i położyłem na kolanach chłopca. Piano zepsuł całą niespodziankę w momencie, gdy wspomniał o pluszaku i samochodziku, jednak uśmiech siedzącego pod zieloną, szpitalną kołdrą ośmiolatka, mimo iż nie posiadał w sobie elementu zaskoczenia, był szczery.
              Chłopiec chwycił do rąk misia, mocno go przytulił i rzucając mi wymowne spojrzenie, stwierdził:
              - Nazwę go Luca na cześć mojego najlepszego przyjaciela.
              Słysząc te słowa, poczułem ciepło w sercu, a kąciki moich ust uniosły się ku górze. Tysiące innych komplementów na mój temat stawało się nieważnych w obliczu tego jednego, który przed momentem padł z ust Adriano.
              - Słyszałeś to? Najlepszy przyjaciel Adriano ma tak samo na imię jak ty – stwierdził po chwili Matteo. Przyjrzałem mu się uważnie, aby sprawdzić, czy nie zrozumiał słów chłopca, czy tylko udaje głupiego. Nie musiałem długo czekać na odpowiedź - jego wybuch śmiechu przekonał mnie o słuszności tej drugiej wersji.
              - Możemy go przetestować? – poprosił Adriano, wyciągając z pudła czerwony samochodzik.
                     Matteo natychmiast spoważniał, chwycił do rąk instrukcję obsługi i zaczął ją dokładnie analizować – słówko po słówku, literka po literce. Przyglądaliśmy się mu ze znudzeniem, co jakiś czas komentując jego poczynania, aby ostatecznie, po upływie ponad dwudziestu minut zobaczyć jak wkłada baterie do pilota umożliwiającego sterowanie samochodzikiem i usłyszeć pełen dumy głos:
              - Gotowe!
              Wypowiedzeniu tego słowa towarzyszyło wypięcie klatki piersiowej i uderzenie w nią zaciśniętą pięścią. Wysłałem Adriano znaczące spojrzenie, w którym przekazałem mu, że powinniśmy zacząć klaskać i udawać dumnych, aby nie sprawić Matteo przykrości. Jak ustaliliśmy, tak uczyniliśmy.
              - Przetestuję, czy działa – stwierdził Piano i położywszy samochodzik na podłodze, złapał za pilota umożliwiającego kontrolowanie pojazdu.
              - Chyba będziesz mógł się pobawić, dopiero gdy stąd wyjdziemy – szepnąłem Adriano po upływie dziesięciu minut testowania autka. Ten tylko wzruszył ramionami i się zaśmiał – Może chcesz poukładać puzzle? – zaproponowałem, co spotkało się z jego aprobatą.
              Podszedłem do stolika w kącie pokoju i zabrałem leżące na nim pudełko z puzzlami w środku. Próbując wrócić na uprzednio zajmowane miejsce, zostałem kilkukrotnie potrącony przez samochodzik, którym tak nieudolnie kierował Matteo.
              - Układasz z nami puzzle? – rzuciłem w stronę stojącego przy drzwiach wyrośniętego dzieciaka (i to jak wyrośniętego!).
              - Za chwilę – stwierdził, nie patrząc w moją stronę, był zbyt pochłonięty testowaniem zabawki.
              Kiedy w delikatny sposób dawałem Matteo do zrozumienia, że pewnych zachowań na starość powinno się wystrzegać, Adriano przerzucił swoją kołdrę na leżące obok łóżko, usiadł po turecku na poduszce i wysypał puzzle z pudełka. Zaczął szukać fragmentów układanki, z których można było zbudować obramowanie, w czym po chwili wraz z Piano mu pomogliśmy.
              - Ten tutaj, a ten tam – szeptał Matteo, odkładając każdy z puzzli na właściwe miejsce.
              Kiedy próbowałem znaleźć odpowiednią lokalizację dla kolejnego, przedstawiającego błękitne niebo elementu, usłyszeliśmy pukanie do drzwi i zgodnym chórem odpowiedzieliśmy:
              - Proszę.
              Drzwi pomieszczenia nieznacznie się uchyliły a do środka weszła jakaś szczupła szatynka. Szybkim krokiem zbliżała się w naszą stronę, a konkretniej w stronę Adriano, poprawiając przy tym niesforne kosmyki włosów. Przystanęła obok chłopca i pocałowała go w czoło.
              - Widzę, że masz gości. – Wysłała nam promienne uśmiechy i wyciągnęła dłoń na powitanie – Antonella Ferro, mama Adriano, miło mi.
              Wraz z Matteo już zamierzaliśmy się jej przedstawić, gdy ta powstrzymała nas gestem ręki, mówiąc, że dzięki synowi doskonale wie, kim jesteśmy.
              Po wymienieniu uprzejmości usiadła na krześle obok łóżka i dołączyła do naszej zabawy. Teoretycznie osiem rąk powinno sprawić, że obrazek przedstawiający Czkawkę i Szczerbatka zostanie szybciej ukończony, jednak w praktyce wraz z pojawieniem się Antonelli straciliśmy najbardziej wprawioną w układanie puzzli parę dłoni – Matteo całą swą uwagę skupił na przybyłej kobiecie, zupełnie zapominając o wykonywanej wcześniej czynności. Z zamyślenia wyrwał go dopiero dźwięk przychodzącego połączenia. Odnalazłszy telefon w kieszeni przyciasnych spodni, wyszedł na korytarz, aby tam w spokoju przeprowadzić rozmowę.
              - Za dwie godziny musimy być na treningu – stwierdził z irytacją po powrocie do pomieszczenia.
              Angelo Lorenzetti był dobrym szkoleniowcem, jednak jego metody nauczania siatkarskie fachu pozostawiały wiele do życzenia. Nigdy nie obchodziło go prywatne życie zawodników – kiedy miał ochotę dać nam wycisk, po prostu wzywał nas na halę, a my, bez względu na wszystko, mieliśmy stawić się na miejsce. „Twoja żona właśnie rodzi i nie możesz przyjechać? Chyba powinieneś zająć się teraz dzieckiem i odpocząć od siatkówki. Masz bezpłatny urlop na okres czterech najbliższych spotkań.”, „Nie interesuje mnie, że jest druga w nocy, a ty seksisz się z jakąś panną z dyskoteki. Masz być za dziesięć minut... Jeszcze podziękujesz mi za niezarażenie się rzeżączką.” – żadne argumenty nie były w stanie go przekonać.
              - Skończymy układać puzzle i możemy jechać – stwierdziłem, poszukując wzrokiem elementu, na którym znajdował się fragment prawego, smoczego oka.
              Chwilę później układanka była kompletna, co oznaczało, że nadszedł czas na pożegnanie się i trening.
 
 
Zgadnijcie kto ma dziś urodziny :D Oczywiście nasz kochany Luca, dlatego postanowiłam coś opublikować. Takie coś, o. Zapewne się cieszycie, ponieważ pojawiła się główna bohaterka. W poprzednim rozdziale to nie była ona, tylko zapychacz xD x
W stosownej zakładce pojawiły się odpowiedzi do LA. Dziękuję bardzo za nominacje.
Przepraszam za zaległości na Waszych blogach. Wkrótce się na nich pojawię. Wkrótce to pojęcie względne. Wszystko dlatego, że przygotowuję coś specjalnego :3 Ale na razie niech to będzie tajemnicą.
A wy, co sądzicie o rozdziale?
Całuski :*

8 komentarzy:

  1. Nareszcie! Tak bardzo czekałam na kolejny rozdział! ❤ Co drugi dzień tutaj wchodziłam, aby sprawdzić czy może czegoś nie dodałaś. Ale i tak się cieszę, że rozdział się już pojawił. No i co, że trochę musiałam poczekać. Ważne, że jest i to jeszcze jaki! Czy ja już wspominałam, że uwielbiam Twój styl pisania i całokształt tego opowiadania? Jeśli nie, to właśnie to zrobiłam. ^^
    Powiem szczerze, że ja naprawdę myślałam, że tą kobieta z klubu, co pojawiła się w poprzednim rozdziale to Antonella, a jak się okazało, to zwykła, nic nie znacząca postać. Może nawet to i dobrze. :) Ta prawdziwa Antonella na pierwszy rzut oka wydaje się o wiele bardziej rozgarnięta (?) I wiedziałam, że to będzie matka Adriano. Chociaż obstawiałam też siostrę bądź jakąś ciocię czy coś. Ogólnie to się cieszę, że w końcu się pojawiła. Mam nadzieję, że będzie jej teraz coraz więcej. :)
    Matteo to takie duże dziecko. Zamiast dać się pobawić samochodzikiem Adriano, ten sam musiał go "wypróbować", ale zapewne chciał się nim najnormalniej w świecie pobawić.
    Jeśli chodzi o Adriano, to ten chłopczyk z rozdziału na rozdział coraz bardziej mnie rozczula. Nie wiem dlaczego. Po prostu swoją osobą. I jak na swój wiek, wydaje się być bardzo mądrym człowiekiem. Może to przez tą chorobę? Nie wiem, ale mam takie odczucia, że jest o wiele bardziej inteligentny od niektórych osób dorosłych. Plus jeszcze to, że nazwał swojego misia imieniem Lucy. To urocze, że uważa go za swojego najlepszego przyjaciela.
    Jestem ogromnie ciekawa, co takiego szykujesz, że musi to być tajemnicą.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny i dużo weny życzę!
    Ściskam. ;*

    Ps.
    Nie ma to jak napisać komentarz i praktycznie w ogólnie nie uwzględnić w nim głównego bohatera. Przepraszam za to. I za jakiekolwiek błędy też, bo pisze z telefonu i autokorekta płata mi figle.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest nowy rozdział, jest radocha! Szczególnie, że razem z nową częścią odzyskałam też Internet, który wczoraj postanowił się na mnie obrazić. I to w środku meczu finałowego! Foch z przytupem i melodyjką.
    Matteo, Luca i Adriano są po prostu... przecudni! Mogłabym w nieskończoność czytać o ich zabawach i odpałach Matteo. Chyba właśnie polubiłam włoskich siatkarzy, choć wcześniej nie za bardzo zwracałam na nich uwagę. Twoje opowiadanie, puzzle z Szczerbatkiem i "wyrośnięte dziecko" Piano, sprawiły, że pokochałam ich całkowicie.
    Większość obstawiła, że dziewczyną z klubu będzie Antonella. Figa z makiem, to zupełnie ktoś inny. Chyba.
    Jak na razie bohaterka przypadła mi do gustu całkowicie, jestem jak najbardziej za jej obecnością i to w każdej formie.
    Strasznie kocham tę historię. Jest pisana lekko i przyjemnie, a zarazem nie jest taka całkowicie beztroska i swobodna. Trzy razy sprawdzałam czy na pewno skończyłam czytać ten part. I już nie mogę się doczekać kolejnego.
    Mój komentarz jest krótki i nieogarnięty. Przepraszam, dzisiaj zupełnie nie mam weny do pisania czegokolwiek.
    Czekam na nexta, weny życzę i zastanawiam się co to za niespodzianka.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że rozdziały nie pojawiają się częściej, bo to naprawdę świetne opowiadanie i widać, że masz na niego sprecyzowany pomysł.
    Byłam jedną z osób, które uwierzyły, że dziewczyna z poprzedniego rozdziału jest główną bohaterką, ale chyba dobrze, że okazała się tylko "zapychaczem". "Prawdziwa" Antonella wywiera znacznie lepsze wrażenie. Przyznam, że nie mogłam się doczekać wprowadzenia jej do historii, więc mam nadzieję, że od tej pory będzie pojawiać się tutaj regularnie.
    Uwielbiam Matteo w tym opowiadaniu! Jest takim trochę "misiem o małym rozumku" ;) No i oczywiście stanowi kompletne przeciwieństwo Luci, ale o tym wspominałam już wiele razy. No i mały Adriano, którego nie da się nie lubić. Nie musi robić zbyt wiele, a i tak kradnie scenę pozostałym bohaterom, będąc przy tym niesamowicie autentycznym.
    Trener Lorenzetti zdecydowanie przesadza. Próbuje uczynić z siatkarzy niewolników, a chyba nie tędy droga. Nie samą siatkówką człowiek żyje.
    Pozdrawiam i jestem ogromnie ciekawa tej niespodzianki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ło, kochana!
    Co to miało być za zwodzenie nas w poprzednim rozdziale? Tak się nie robi, już myślałam, że wyjdzie z tego miłość.. Poznana w barze zapłakana kobieta i rycerz na białym koniu! No, ale zgadzam się z dziewczyną wyżej. Antonella z VII jest znacznie lepsza niż Antonella z VI. Wydaje się być uroczą kobietą.
    Jeśli chodzi o Lucę to z każdym rozdziałem coraz bardziej go uwielbiam. Podchodzi do Adriano z takim wyczuciem, zaangażowaniem. To urocze, naprawdę rzadko spotykane u dzisiejszych mężczyzn. Bo pokaż mi kilku facetów, którzy tak zajmą się obcym dzieckiem. Przecież większość nie obchodzi nawet ich własne. Luca to taka dobra duszyczka tego opowiadania, mam nadzieję, że los wynagrodzi mu tą dobroć długim i udanym związkiem z Antonellą. No bo błagam, Matteo i mama Adriano? Nie, zdecydowanie nie. To się nie łączy. Ale Luca+Antonella? Zdecydowanie tak! Shippuję.
    Jeju, Adriano wydaje mi się inny. Oczywiście w tym dobrym znaczeniu, zachowuje się dojrzale, postępuje rozważnie i nie jest typowym dzieckiem. Potrafi docenić to co ma ( i jest połączony telepatycznie z rybą, to nie zdarza się każdemu dziecku...)
    I wiesz co, chyba najbardziej uroczą częścią tego rozdziału był moment kiedy Adriano nazwał swojego nowego misia imieniem Luci, kochane! I na pewno go to podbudowało.
    A i jeszcze trener, zabiłaś mnie "jeszcze podziękujesz mi za niezarażenie się rzeżączką".
    To tyle.
    Życzę dużo weny i czasu! :*
    Pozdrawiam cieplutko♥

    http://milosc-ktora-niosla-smierc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Nadrobiłam zaległości - czyli w sumie, na całe szczęście, tylko poprzedni rozdział i obecny! :D
    Cóż mogę napisać... MAŁO MI! Zdecydowanie za mało, kobieto!
    Ja tu czekam, aż wreszcie coś się wydarzy! ;)
    Ale... Nareszcie doczekałam się pojawienia Antonelli... Uff... Masz szczęście! :D
    Adriano jest ciekawym dzieckiem... Wydaje mi się, że może mieć depresję - czy tak właśnie nakreśliłaś jego postać? To smutne, że nie przez tyle tygodni nawet nie zajrzał do prezentu... :(
    Matteo - ubóstwiam go tutaj! :D Chcę więcej!
    A trener Lorenzetti... Twoje teksty o porodzie, ale w szczególności ten o rzeżączce wygrały wszystko! :D Zatarły mi smutek z powodu kończącej się majówki! ;)
    Pozdrawiam Cię cieplutko <3
    I odliczam dni do Memoriału! :D
    Wpadnij do bełchatowskiej ekipy :P
    Całusy!
    Iadala

    OdpowiedzUsuń
  6. W rolach próbujących się pożegnać Meredith oraz Matthew.
    Jeśli chcesz zostać świadkiem ich niezwykle trudnej i emocjonalnej podróży - zapraszam na http://znikamy.blogspot.com/p/blog-page.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Zacznę od tego: "Odnalazłszy telefon w kieszeni przyciasnych spodni". Oto jak podsumować Matteo jednym zdaniem XDDD te jego spodnie... Zresztą dobra, nie będę się zagłębiać w takie tematy :P
    Powiem za to, że straszny z niego dzieciak, ale mega sympatyczny.
    Wreszcie pojawiła się Antonella... i wygląda bardzo, bardzo młodo jak na mamę Adriano. Ciekawa jestem, czy kryje się za tym historia jakiejś nastoletniej ciąży czy po prostu ma dobre geny. Jeśli tak - szczerze zazdroszczę ;)
    A na koniec zostawiłam sobie to, co było zdecydowanie najbardziej urocze:
    "Nazwę go Luca na cześć mojego najlepszego przyjaciela". Przy czymś takim naprawdę topi się serduszko <3
    buziak! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Matteo <3 Ja nie wiem, czy to kwestia jakichś pierwotnych instynktów zachwytu nad dzieciakami, ale jego osoba jakoś tak mnie rozczula że to normalnie nie w moim stylu. Trochę mnie to niepokoi że taki nieco infantylny facet tak mi się spodobał.
    No, dziewczyno. Moje zdanie na temat Vettoriego znasz - cudny, uroczy, poukładany, ale trochę nieśmiały rycerz. Nie będę się nad tym rozwodzić po raz kolejny, bo nie chcę zanudzać Cię swoją litanią do wrażliwego Luci :D Przedstawiłaś nam go już całkiem szeroko - kiedy poznamy jak zachowuje się w nieco bardziej nietypowych dla niego, zaskakujących sytuacjach? ;)Jak na razie wszystko jest takie harmonijne, bez dramatów, szokujących zwrotów akcji i innych tego typu sytuacji. Teraz ciekawi mnie Luca w ekstremalnych warunkach. Czy nadal pozostanie taki spokojny i skupiony?
    Tak trudno mi to sobie wyobrazić, że czekam na moment, w którym nareszcie przeczytam o tym u Ciebie.
    Czekam więc na kolejny rozdział, mam nadzieję że niedługo zdarzy się coś nieoczekiwanego :)
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy