27.03.2015, piątek
Z dumą stałem
przed niewielkimi drzwiami z karteczką opatrzoną czarnym napisem „343”. Minęły
niespełna dwie godziny, odkąd wyszedłem z mieszkania i zestresowany wsiadłem do
samochodu. Wiedziony radami udzielanymi przez sympatyczny głos wydobywający się
z GPS-u w końcu trafiłem do szpitala onkologicznego w Modenie (i nie wjechałem
przy tym w żadne drzewo, co przy moim zdenerwowaniu z pewnością jest sporym osiągnięciem),
a tam tylko przez moment bałem się podejść do kobiety w rejestracji, aby
zapytać, gdzie mogę znaleźć Adriano Ferro.
Przez cały ten
czas miałem wizje, jak psuję życie tego chłopca. Chochlik w mojej głowie
podpowiadał, że wyobrażenia Adriano na mój temat są zupełnie sprzeczne z tym,
jaki jestem naprawdę. Krzyczał, że powinienem wrócić do domu i dać mu spokój,
aby przypadkiem nie zniszczyć jego autorytetów i ideałów.
Po tym
wszystkim dotarcie przed pokój trzysta czterdzieści trzy wydawało mi się
ogromnym sukcesem. Stosunkowo niskie drzwi (górny profil ich framugi był na
wysokości mojego czoła) oraz wielokolorowe wzory na ścianach były dla mnie
znakiem, że znajduję się na piętrze przeznaczonym dla najmłodszych pacjentów.
Wziąłem głęboki wdech. Miałem nadzieję, że to choć na moment odstraszy
siedzącego w mojej głowie chochlika, abym mógł pozbyć się z głowy mrocznych
wizji przebiegu spotkania. W końcu drżącą ręką zapukałem w drzwi, które niemal
natychmiast otworzyła jakaś korpulentna aczkolwiek zadbana, uczesana i ładnie
ubrana kobieta. Od progu powitała mnie promiennym uśmiechem.
- Cieszę się,
że pan przyszedł – powiedziała i uścisnęła mi dłoń. Dopiero gdy usłyszałem jej
głos, uświadomiłem sobie, że to kobieta z fundacji, z którą kilka dni wcześniej
rozmawiałem przez telefon – Adriano już na pana czeka – dodała po chwili,
szerzej otwierając drzwi – Zostawię was samych, gdyby coś się działo, proszę
dzwonić – powiedziała uprzejmie i zniknęła w głębi korytarzu.
Odetchnąłem
głęboko i przekroczyłem próg sali. Również w środku wszystko miało jaskrawe
kolory, a na jednej ze ścian umieszczono tapetę przedstawiającą śpiewającego i
cieszącego się życiem w klatce Tweety’ego oraz czyhającego na niego kota Sylwestra.
Przy
naprzeciwległej ścianie stały trzy łóżka, jednak tylko jedno, to środkowe, było
zajęte. Siedział na nim chłopiec ubrany w niebieską pidżamę w helikoptery, o
bladej twarzy, rozczochranych włosach i urokliwych, błękitnych oczach, pełnych
chęci do życia, w których tliło się mnóstwo maleńkich ogników. Był podpięty do
kroplówki, a jego wychudzone ręce pokrywały liczne ślady po ukłuciach igłami
strzykawek. Obok niego, na szafce nocnej stało koliste akwarium, w którym
pływał mały, srebrzysty skalar. Chłopiec przyglądał się z uwagą, jak rybka
połyka niewielkie granulki jedzenia. Najwyraźniej dosłownie przed momentem ją
nakarmił.
- Cześć Adriano
– rzuciłem na powitanie, machając przy tym ręką i wysyłając promienny uśmiech –
Co słychać? Jak się ma twoja rybka?
Chłopiec
dopiero w tamtym momencie uświadomił sobie, że nie jest w pomieszczeniu sam.
Spoglądał na mnie zaskoczony, ani słowem się nie odzywając. Obok jego łóżka
stało krzesło, które wcześniej musiała zajmować kobieta z fundacji.
Postanowiłem na nim usiąść, aby być bliżej Adriano, co, miałem nadzieję, ułatwi
nam rozmowę.
- Wszystko w
porządku, przed chwilą zjadłem obiad – oznajmił, wciąż przyglądając mi się z
zaciekawieniem.
- Pani kucharka
pewnie zadbała, aby wszystkim smakował.
Chłopiec pokręcił
głową.
- Chyba jej się
nie udało – wytłumaczył Adriano – W szpitalu nigdy nie podają smacznego
jedzenia.
- Jeśli tylko
lekarz pozwoli, pójdziemy kiedyś na ogromną, pełną pysznych dodatków pizzę.
Adriano
szczerze się uśmiechnął, pokazując szereg wypolerowanych, białych niczym
perełki zębów.
- A może być
taka z wieloma rodzajami serów?
Zaśmiałem się,
widząc z jakim rozmarzeniem zadał to pytanie. W odpowiedzi kiwnąłem głową i
postanowiłem kontynuować temat:
- Jestem fanem
pizzy serowej.
Informacja ta
wywołała długą wymianę zdań dotyczącą serów. Dowiedziałem się, że malec jest
amatorem parmezanu, co bardzo mnie ucieszyło, gdyż sam uwielbiałem ten gatunek.
Przy okazji poznałem wiele ciekawostek z dziedziny seroznawstwa*: nigdy
wcześniej nie słyszałem o wysłaniu piętnastu kilogramów sera w Kosmos czy
tradycji organizowania w Anglii gonitwy za serem zepchniętym ze wzgórza. Obca
była mi również wiadomość o tym, że ser to najczęściej kradziony artykuł
spożywczy na świecie.
- Skąd
właściwie masz tak ogromną wiedzę na temat sera? – zapytałem w końcu.
- Kiedyś się
nudziłem, więc postanowiłem włączyć telewizję. Niestety są tu dostępne zaledwie
dwa kanały, a wizja oglądania godzinnego programu o serze wydała mi się
ciekawsza niż katowanie się kolejnym odcinkiem „Mody na sukces”.
- Często się
tutaj nudzisz? – spytałem możliwie najpoważniej, jednak wciąż zanosiłem się
śmiechem wywołanym odpowiedzią na poprzednie pytanie. Tym razem chłopiec
nieznacznie posmutniał i obojętnie kiwnął głową – Chyba czas z tym skończyć! –
oznajmiłem i wręczyłem mu reklamówkę z prezentami, którą wchodząc do sali, odłożyłem
na stojące obok łóżko.
Na twarzy
Adriano ponownie pojawił się uśmiech. Zamknął oczy i na chybił trafił wyjął z
reklamówki jedną paczkę – tę o największej podstawie i najniższej wysokości.
Zerwał z niej ozdobny papier, a jego oczom ukazały się puzzle przedstawiające
Czkawkę i Szczerbatka.
- Puzzle –
oznajmił spokojnie i zaczął uważnie przyglądać się opakowaniu. Nie byłem w
stanie określić, czy jest zadowolony z prezentu, czy rozczarowany. Wpatrywałem
się w niego przez chwilę, próbując wyczytać rządzące nim emocje z ruchów jego
ciała, aż w końcu ten przeniósł na mnie wzrok i wygiął usta w uśmiechu.
- Chyba mu się
podoba – pomyślałem.
Odłożył pudełko
na stojącą po drugiej stronie łóżka szafkę nocną – nie tę, na której stało
akwarium, lecz tę, która teoretycznie była zarezerwowana dla innego pacjenta i
ponownie włożył rękę do reklamówki, aby wylosować kolejny pakunek. Początkowo
nie wiedziałem, czy wyjął pluszaka, czy samochodzik – oba te pudełka były
podobnych rozmiarów, dopiero zobaczywszy ogromną ilość taśmy na papierze
ozdobnym uświadomiłem sobie, że to karton z misiem. Podobnie jak nie wychodziło
mi wybieranie prezentów, podobnie nie wychodziło mi również ich pakowanie.
Matteo był moim zupełnym przeciwieństwem w tej dziedzinie, mogę śmiało
powiedzieć, że był prawdziwym mistrzem ubieranie prezentów w papier ozdobny, a
wszystko to za sprawą panienek, które często podrywał na małe i tanie, ale
ładnie zapakowane podarki.
Adriano dość
długo męczył się z taśmą klejącą oplatającą niemal całe opakowanie. Chciałem mu
nawet pomóc, ale odpychał moje ręce, mówiąc, że sam da radę. Prawie kończył
zrywać papier z jednej ze ścian pudełka, gdy usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Proszę –
powiedziałem i spojrzałem w stronę wejścia. Zielony uniform, który miała na
sobie stojąca w drzwiach kobieta ewidentnie wskazywał na to, że jest w tym
szpitalu pielęgniarką.
- Adriano, czas
spać – oznajmiła, wchodząc do sali i wywołując tym samym niezadowolenie
chłopca.
- Jeszcze pięć
minut – poprosił pielęgniarkę i obdarował ją miną zbitego psa.
- Przykro mi,
Adriano, ale od piętnastu minut powinieneś smacznie spać.
Mimowolnie
spojrzałem na zegarek. Dwudziesta pierwsza czterdzieści pięć. Ciężko było mi
uwierzyć, że minęły już ponad trzy godziny od chwili, w której poznałem
Adriano. Przecież dopiero wszedłem do szpitala, dopiero trafiłem pod salę
trzysta czterdzieści trzy, dopiero minąłem się z kobietą z fundacji, dopiero
nieudolnie próbowałem rozpocząć rozmowę z chłopcem...
- Wiesz,
Adriano, pani – zawiesiłem głos i spojrzałem na przypięty do uniformu, metalowy
identyfikator – Eva ma rację, już późno. Chyba obaj zasłużyliśmy na kilka
godzin snu.
W końcu
niezadowolony Adriano przytaknął na moje słowa i oparł głowę o poduszkę.
Zabrałem leżące na jego kolanach pudełka oraz znajdujące się na szafce opakowanie
z puzzlami i przeniosłem je na stolik w kącie pomieszczenia. W następnej
kolejności pozbyłem się papieru ozdobnego – teraz wylądował we właściwym miejscu
– koszu na śmieci. Przystanąłem na
moment obok łóżka chłopca i delikatnie poprawiłem kołdrę, pod którą leżał. Wiosenne
noce w Modenie nie należały do najcieplejszych, a ja nie chciałem, aby się
rozchorował. Patrzyłem, jak jego błękitne tęczówki powoli ukrywają się za
powiekami.
- Dobranoc –
szepnąłem i na palcach, najciszej jak tylko potrafiłem udałem się w stronę
drzwi.
- Dobranoc.
* seroznawstwo – podobno takie słowo nie istnieje, ogólnie
nie ma wyrazu określającego naukę o serze (jeśli się mylę, proszę o uświadomienie mnie, chyba pół internetu przeszukałam, aby jakiś znaleźć), więc chyba mogę go nazwać moim
neologizmem ;)
No i mamy trójeczkę. Wybaczcie, że tak późno, ale czas ostatnio nie jest moim sprzymierzeńcem. Powoli, mam nadzieję, wszystko będzie wracać do normy, a ja nadrobię zaległości na Waszych blogach i moje komentarze będą dłuższe, treściwsze i logiczniejsze.
Dziękuję za wszystkie komentarze pod drugim rozdziałem, niezmiernie przyjemnie czytało mi się te wszystkie miłe słowa.
Jak podoba Wam się ten rozdział? Też wróciłyście już do szkoły i ubolewacie z powodu braku snu? ;_;
Całuję ;*
Doskonale wiem co oznacza wstawać o 5.30; że też o tej porze łóżko przyciąga mnie najsilniej -.-
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo przyjemny, w końcu poznajemy małego pacjenta! Adriano jest inteligentnym chłopcem, nieźle się ubawiłam czytając dialog bohaterów o serach :D Spodobał mi się też pomysł na podryw wg Matteo, muszę to sobie gdzieś zapisać :D Zdziwił mnie spokój z jakim malec przywitał Vettoriego - albo został uprzedzony o niespodziance, albo jest zbyt dojrzały jak na swoj wiek. No i czy Adriano został poinformowany o swoim krytycznym stanie? Może dlatego trudno mu się cieszyć z drobnostek (choć czy dwumetrowca można nazwać drobnym?). Adriano, według mojego przeczucia, może także spełniać się jako swat :D ale to już totalnie moja interpretacja, czy tak będzie, zobaczymy. Vettori nie wygląda na osobę która łamie zasady, a obawiam się że szpital przy ciężkim stanie pacjenta może nie wyrazić zgody na wyjście. Dlatego myślę, że znudzony Adriano wpłynie na siatkarza odpowiednio :D w pościg za niemal uprowadzonym chłopcem rzuci się Eva, no i ostatecznie zje z nimi serową pizzę :D Wyobraźnia mnie poniosła, hehe.
Jeśli za mało śpisz polecam starą metodę popołudniowej drzemki. Mała rzecz a człowiek od razu czuje się lepiej ;) Cierpliwie czekam na kolejne rozdziały!
Pozdrawiam ;*
Co tam to seroznawstwo, co tam pielęgniarka Eva. Ja się pytam jakie panienki wyrywa mój Matteo? A to nie dobry...Wystarczy go na chwilę spuścić z oka, a już jakiejś daje podarki. Niech to się Anka dowie... Co do rozdziału cholernie mi się podoba. Mogłabym go czytać i czytać, a Adriano wydaję się takim milutkim dzieckiem. Vetto poznał niby bohaterkę, ale nie było żadnych iskier przy pierwszym spotkaniu więc bardzo ciekawi mnie co się dalej rozwinie. Wgl to mam nadzieję, że bd dodawała często rozdziały, bo ja się nie mg doczekać. Serio mogłabym czytać to opowiadanie w koło i w koło,,,, ale wiem jak to jest ze szkołą. Ja na szczęście, a może i nie szczęście zawsze gdy zacznie się szkoła robię wszystko byle się nie uczyć i mam większą wenę. Mam nadzieję,że wiesz kto komentował, bo to jedno z wielu moich kont i sama nwm czy o nim wcześniej wiedziałaś, czy też nie.
OdpowiedzUsuńNie strasz mnie mała zakończeniem znajomości na fejsie, bo wtedy naśle na Cb Flamex. Przepraszam, że mój komentarz jest wgl taki nie jaki, bo ty mi zostawiłaś taki ładny, długi, ale ja po prostu nie umiem pisać fajnych komentarzy chyba :(
Jest Luca, to ja zostaje :D
OdpowiedzUsuńJa jeszcze cieszę się miesięczną wolnością, ale pewnie też będę ubolewać z powodu braku snu kiedy zacznie się Puchar Świata ;)
OdpowiedzUsuńZ każdym rozdziałem uwielbiam to opowiadanie coraz bardziej, nie
wspominając już o Twoim stylu pisania.
Wreszcie poznaliśmy najmłodszego bohatera, który okazał się bardzo bystrym i dojrzałym dzieckiem, ale to dość powszechne wśród maluchów dotkniętych poważnymi chorobami, w końcu oglądając świat głównie z perspektywy szpitalnego łóżka wszystko przeżywa się i pojmuje zupełnie inaczej. Obawy Luci co do spotkania z chłopcem okazały się zupełnie bezpodstawne, bo bardzo szybko udało im się złapać wspólny kontakt. I zupełnie nie dziwię się, że oboje uwielbiają pizzę, w końcu to jeden z najbardziej znanych włoskich przysmaków :) A tak nawiasem mówiąc, gdybym miała do wyboru "Modę na sukces" i program o serach, to chyba też zdecydowałabym się na to drugie ;)
Coś mi się wydaje, że na jednej wizycie się nie skończy ;)
Pozdrawiam ;*
Witaj! ;*
OdpowiedzUsuńMatteo ma naprawdę interesujący ten sposób na podryw. Przez chwilę nie mogłam wyjść z zachwytu, naprawdę. :D Dobre, dobre. ^^
Poznajemy także Adriano. Ojj, pocieszny z niego chłopiec, trzeba to przyznać. Kochany chłopczyk i więcej wątków z nim byłoby naprawdę bardzo, bardzo mile widziane. A zresztą... Cóż ja plotę? Na pewno jest on jednym z kluczowych bohaterów. ;))
Świetny rozdział, niezwykle mi się podobał, czytało się miło i przyjemnie. Czegóż chcieć więcej? No już chyba niczego! ;D
Oj, tak. Szkoła się zaczęła, skończyło się wszystko inne. ;( Smutna prawda. ;((
Buźka. ;*
Dopiero tu trafilam, jest super, powodzenia w pisaniu :-)
OdpowiedzUsuńCiężko mi sobie wyobrazić głęboką dyskusję o serach w wykonaniu Vetto, mimo najszczerszych chęci :D
OdpowiedzUsuńTo bardzo... (szukam innego słowa niż "urocze", ale chyba nie znajdę, więc niech będzie) urocze ze strony Luki, że tak przejmował się jak odbierze go chłopczyk - jego jako osobę, a nie wyobrażenie. Działa to zwykle w drugą stronę, to znaczy fani, przed spotkaniem swojego idola, o ile nadarzy się taka możliwość, obawiają się, czy aby ów idol nie okaże się zupełnie inny, niż jego obraz, jaki sobie wytworzyli. W skrócie, czy nie okaże się bucem :P Bo jednak takie zderzenie z rzeczywistością może być bardzo przykre. Szkoda, że tak mało osób naprawdę ma świadomość tego, że grając w reprezentacji kraju staje się idolem, a może i autorytetem i wzorem do naśladowania nie tylko u piszczących nastolatek, ale właśnie u dzieciaków. Te patrzą na zawodnika bezkrytycznie, a potem przykre rozczarowanie, bo idol tak się spieszył, że nawet zdjęcia nie mógł zrobić czy podpisać jednej kartki... Albo inaczej - może nie tyle nie mają tej świadomości, co zwyczajnie ich to nie obchodzi, na boisku zrobili swoje, można wracać do domu. Nie wszyscy tak mają oczywiście, ale niestety coraz więcej... :/
Zastanawiam się, co takiego ma w sobie Vettori, że wszyscy widzą go jako takiego miłego, dobrego, wrażliwego... i tak dalej, i tak dalej... faceta. To przez te loczki, czy co? :D
Tak sobie to czytałam i czytałam i pierwsze co przyszło mi do głowy to fakt, że lubisz matematykę. No po prostu czytając o podstawie pudełka, czy naprzeciwległej ścianie od razu stwierdziłam, że musisz mieć dużo wspólnego z matmą, bo nikt inni nie pisałby w ten sposób.
OdpowiedzUsuńSpodobał mi się ten rozdział, bo przede wszystkim pokazuje jak wiele można komuś dać, nie dając prawie nic. Czasami wystarczy słowo, drobny gest a taki chory człowiek od razu ma uśmiech na twarzy. Bo myślę, że oni nie chcą, aby się nad nimi litowano. Woleliby żyć pełnią życia, cieszyć się z dni, które mają. I tacy ludzie jak Twój bohater, którzy przychodzą i dają w prezencie siebie sa najlepszą rzeczą jaka może się przydarzyć.
Pozdrawiam:)
somethingdiffernet-imagine.blogspot.com
O mój boże! To jest nieziemskie!
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Adriano. Biedny musi przebywać w szpitalu, na dodatek nie ma tam nic ciekawego do roboty. Może Vettori zmieni coś w życiu chłopca? Mam taką nadzieję.
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, na który niecierpliwie czekam.
Bardzo przepraszam za krótki komentarz, ale mam dużo do nadrobienia, a chciałabym dzisiaj przynajmniej połowę mieć z głowy.
Buziaki. ;*
Hej Kochana!
UsuńChciałabym Cię bardzo serdecznie zaprosić na nowe opowiadanie :
http://boje-sie-stracic.blogspot.com/
W roli głównej któryś z Austriaków.
Mam nadzieję, że zajrzysz i zostawisz po sobie ślad.
Buziaki. ;*
ps. Jeśli nie masz ochoty, to przeczytaj tylko informację pod prologiem/rozdziałem.
ps2. Bardzo, ale to bardzo bardzo przepraszam za spam.
Kiedy można się spodziewać nowego rozdziału ? ;)
OdpowiedzUsuńPS. Blog jest suuuuupeerrr !!!
I w końcu jest! Oczywiście rozdział, a przede wszystkim chłopiec. No dobra, nie liczę Luki ;) Ewidentnie ten opis pasuje mi do tego prawdziwego Luki. Wiadomo, nie znam go ale wydaje się, że on tak właśnie by się zachował. Zwłaszcza, że pomyślałby o tym: "górny profil ich framugi był na wysokości mojego czoła" (sama chciałabym mieć taki problem, może dlatego zwróciłam na to uwagę ;) Jednak to jest dopiero początek, ponieważ zaraz czeka na nas opis. Chłopiec pod kroplówką. Ale urzekł mnie tymi serowymi historiami <3
OdpowiedzUsuńJuż wiem, że lubię tego chłopczyka! Szkoda, że przerwano mu świetną zabawę, w końcu się nie nudził a tutaj trzeba było spać. Mam nadzieję, że Luka kiedyś spędzi przy nim noc. To byłoby naprawdę świetne, w końcu
nie określony czas, jakieś marne godzinki (chociaż lepsze to niż nic) Mam wrażenie, że Luca będzie dużo myślał o chłopcu. Pewnie pojawi się tam znowu ;) Może weźmie ze sobą Matteo? Żeby tylko nie podrywał go na podarki :D
Mam wrażenie, że w momencie przeczytałam ten rozdział. Nic dziwnego - mogłam czytać i czytać, a tu nagle koniec. Mam nadzieję, że czas pozwoli Ci dodać coś w najbliższym czasie, bo na pewno będę na to czekać!
A tymczasem również w wolnej chwili zapraszam Cię na czwóreczkę do mnie.
Buziaki :*
Na początku chciałam Cię przeprosić, że dopiero teraz komentuję Twój rozdział, ale ostatnimi dniami byłam trochę zaganiana.. Mecze, urodziny siostry, mecze, pilnowanie chrześnicy i jeszcze raz mecz. :D
OdpowiedzUsuńTak więc. Cieszę się, że Luca zdecydował się pójść do tego chłopca. Przebywanie w szpitalu, jeszcze samotnie w sali, nie należy do przyjemnych rzeczy, zdecydowanie. No i to podejście do chłopca! Po prostu idealne, nic dodać, nic ująć! Coś mi się wydaje, że to nie będzie pierwsza i ostatnia wizyta w szpitalu. :).
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, bo bardzo lubię to jak piszesz! :)
Pozdrawiam serdecznie! ;*
PS: Z przyjemnością chciałabym również zaprosić do siebie, na dziesiąty rozdział. :)
http://rozumieszmniebezslow.blogspot.com/
Zapraszam na 13. :)
Usuńhttp://rozumieszmniebezslow.blogspot.com/
Proszę o jakikolwiek komentarz, chciałabym zobaczyć czy ktoś jeszcze czyta tę historię.
Z góry dziękuję i pozdrawiam! :)
PS: Przepraszam, że tutaj, ale nie mogłam znaleźć miejsca, gdzie mogę Cię poinformować. :)
co prawda z opóźnieniem, ale jestem ;) bardzo fajny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ;)
[ http://te-quiero-para-siempre.blogspot.com ]
chcemy nowy! chcemy nowy! chcemy nowy!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny please! :)
OdpowiedzUsuńLuca naprawdę się postarał. Podziwiam go za to, serio serio ;)
OdpowiedzUsuńCo do szkoły... podobno matura to bzdura -.-
Hej;) Kiedyś tu już byłam, ale dziś wpadłam zobaczyć, co nowego słychać. Post oczywiście przeczytałam i jestem nim urzeczona. Mogę narzekać tylko na to, że było dość krótko. Ale treść świetna... Zawsze strasznie mi żal takich dzieciaków, które borykają się z chorobami trudnymi nawet dla dorosłych... A jeśli takie dziecko nie ma przy sobie osoby, która go pocieszy i ukoi cierpienie, to aż się człowiekowi płakać chce. Dlatego bardzo szanuję i cenię takie osoby jak Twój bohater. Chyba nie da się opisać słowami, jak wiele zrobił dla tego dzieciaka. Z rozmowy "serowej" normalnie bym się uśmiała, ale w tych okoliczności uważam, że była po prostu słodka;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Szablon też mi się podoba. Piękna jest ta dziewczyna po lewej <3
Pozdrawiam! ;)
I chciałabym zaprosić Cię też do siebie: sila-jest-we-mnie.blogspot.com